Mateusz Wróblewski, INTERIA: Dźwięk spadających kamieni z serc leszczyńskich kibiców i całego zespołu było słychać w całym mieście. Można już stwierdzić, że Unia jest bardzo bliska utrzymania. Piotr Baron, menedżer Fogo Unii Leszno: - Udało nam się zrobić duży krok w stronę utrzymania, ale jak uda się wygrać także kolejne mecze, to sytuacja pokazuje, że możemy jeszcze wszystko. Atmosfera niczym na koncercie Madonny Stadion był wypełniony kibicami, a na trybunach panowała świetna atmosfera. Przypomniały się panu mistrzowskie sezony? - Była piękna atmosfera, niczym na koncercie Madonny. Lampki się świeciły... fajnie było, tego nam brakowało w Lesznie. Przede wszystkim jednak nam brakowało zawodników, którzy wrócili i dołożyli cenne punkty. Zespół jest tak skonstruowany, że każdy musi robić w granicach 6-8, żeby wygrywać. I to się udało. W trakcie meczu nerwówki nie było. Po pierwszej serii kontrolowaliśmy wynik i mogliśmy się troszeczkę pobawić. Wszystko zagrało. To był ten tor, w który przez cały sezon celowaliście? - Z torem to wygląda tak, że jak się jedzie bez trzech zawodników, to chyba nikt nie miałby atutu własnego toru i dokładnie u nas tak samo było. Nam brakowało zawodników, a nie toru. Kiedy są zawodnicy, można robić dobre mecze. Przez ostatnie osiem kolejek przyzwyczaiłem się do pytania "co się stało?". To się stało, że były kontuzje. Przed meczem z GKM-em mieliście trudną sytuację w tabeli, ale zaryzykuję tezę, że dla miał pan najspokojniejszy sezon spośród wszystkich menedżerów w PGE Ekstralidze. Kiedy jechaliście w pełnym składzie wykonywaliście dobrą robotę. Za to kiedy Unia była zdziesiątkowana, nikt niczego od tego zespołu nie wymagał. - Sezon nie był spokojny. Przed meczem z GKM-em każdy z nas miał podniesione ciśnienie, bo wiedzieliśmy, o co jedziemy. Gdybyśmy ten mecz przegrali, bylibyśmy bardzo blisko spadku. To widmo od siebie odsunęliśmy. Po odbytych treningach Chris Holder i Grzegorz Zengota wyglądali, jakby od razu wrócili na właściwe tory. To prawda, czy potrzebują jeszcze jazdy? - I Chris i Grzegorz odbyli zaledwie jeden trening. W przypadku Holdera to w sumie jeden dzień, a nie trening, bo jeździł i rano, i wieczorem. Treningów dużo nie ma. Chciałbym przy okazji podziękować Bartkowi Smektale, bo należały mu się wyścigi nominowane, a mimo wszystko oddał wyścig Chrisowi. Wcześniej to on jeździł za Chrisa. Holderowi jest jazda potrzebna. Z biegu na bieg wyglądał lepiej, ale to przecież mistrz świata. On to ma, potrafi prowadzić motocykl. Jeśli tylko sprzęt mu pasuje, to jest fajnie. Teraz zaczyna dokładać elementy, które pomagają mu lepiej jechać. Ratajczak był załamany po wygranym meczu Antoni Mencel pojechał świetny mecz i został nagrodzony biegiem dodatkowym. To pozytywny prognostyk przed kolejnymi spotkaniami. - Jestem zadowolony i z Damiana Ratajczaka i z Antoniego Mencela. Damian ma sam do siebie wyrzuty, bo łzy mu ciekły, jak widziałem w parku maszyn. Taka jest jednak kolej rzeczy. Młodzi zawodnicy tak wchodzą na rynek. Uważam, że obaj pojechali bardzo dobrze i wykonali swoją robotę i to jest najważniejsze.