Pedersen znów w Tarnowie? Jeszcze kilkanaście dni temu można było śmiać się z takich przepowiedni, jednak przez ten czas sporo się zmieniło. Walcząca o przetrwanie Unia, trzykrotny Drużynowy Mistrz Polski, w ostatnich chwilach spłaciła zawodników za sezon 2024. Prezes Kamil Góral po uratowaniu klubu nie ukrywał ulgi. - Sytuacja była dramatyczna - szczerze przyznawał szef tarnowskiego klubu. Żużel. Transfery. Nicki Pedersen w Unii Tarnów? Tegoroczny okres transferowy zapewnił już obserwatorom żużla kilka zwrotów akcji, wszyscy byli świadkami naprawdę zaskakujących transferów. Z pewnością do takich należałby transfer Pedersena do Unii. Z naszych informacji wynika, że blisko pozostania w Tarnowie są: Timo Lahti i Marko Lewiszyn. Beniaminek ma więc jeszcze tylko jedno miejsce dla obcokrajowca, a utytułowany Duńczyk jest jedną z kilku ciekawych i dostępnych opcji. Gwiazdor rozsadzi drużynę od środka. Ryzykowny transfer utytułowanego klubuDochodzą do nas sygnały, że kontrakt Pedersena mógłby wziąć na siebie jeden ze sponsorów, bo samej Unii raczej nie byłoby stać na aż tak duży wydatek (mówi się przynajmniej o 450 tysiącach złotych za podpis i 5 tysiącach złotych za każdy zdobyty punkt). W Tarnowie nie brakuje ludzi zakochanych w 47-latku. Dla klubu byłby to marketingowy strzał w dziesiątkę i nadzieja dla kibiców na lepsze "jutro". Jeśli jednak nikt na siebie nie weźmie zarobków Duńczyka, to Unia nauczona problemami, które nawarstwiły się po odejściu Grupy Azoty, raczej skłoni się w kierunku Andreasa Lyagera (może trafić też do Orła Łódź).W Tarnowie stawki na kontraktach powinny opiewać na większe stawki niż 200 tysięcy za podpis, ale Lyager ma oczekiwać aż 400 tysięcy. Musi zejść z ceny, jeśli chce znaleźć klub. Wracając do Pedersena, to niego Unia to opcja "B". Opcją "A' jest wspomniany na początku artykułu ROW. Po pierwsze: Duńczyk zawsze chce jeździć z najlepszymi, a po drugie: od ręki mógłby dostać od prezesa Krzysztofa Mrozka 500 tysięcy za podpis i 5 tysięcy złotych za punkt. Swój los miałby wtedy tylko w swoich rękach. W PGE Ekstralidze o punkty znacznie trudniej, a zarobki uzależniałby od wyników na torze. Milioner mu nie zapłacił, wynajął prawników. Na jaw wychodzą nowe fakty