Od kilku lat Fredrik Lindgren (namaszczony niegdyś na następcę Tony'ego Rickardssona), utrzymuje się w ścisłej czołówce żużlowców. Zdobył kilka medali indywidualnych mistrzostw świata, w ostatniej edycji dzielnie walczył z Bartoszem Zmarzlikiem, mając do końca niemal szansę na jego pokonanie (choć oczywiście pomogła mu dyskwalifikacja Polaka w Vojens). Finalnie skończył ze srebrem, co jest i tak wielkim sukcesem, bo po pierwsze nikt w tej chwili nie jest w stanie pokonać Zmarzlika, a po drugie jeszcze kilkanaście miesięcy temu Lindgren był w rozsypce zdrowotnej i rozważał zakończenie kariery. Sensacyjną wiadomość podała Vikingarna Orebro, czyli klub z trzeciej ligi szwedzkiej, która jest półamatorska. Występują tam nawet zawodnicy po 60. roku życia, jak Marian Gheorge z Rumunii. Lindgren podpisał z tym klubem kontrakt! Oczywiście to jedynie umowa "grzecznościowa". Nie mógł pozostać w Vastervik, bo miał zbyt wysoką średnią. Vikingarna daje mu szansę na start w indywidualnych mistrzostwach Szwecji, co jest dla Fredrika prestiżową sprawą. A sama obecność takiego zawodnika w klubie jest wielką sensacją. Lindgren pojedzie w lidze? W klubie nawet nie śmią o tym śnić Część kibiców zastanawia się, czy kiedykolwiek nadejdzie moment, w którym Lindgren wyjedzie na tor i stanie pod taśmą z rywalami z trzeciego poziomu rozgrywek. Prawdopodobnie wygrałby wszystkie biegi, nawet jadąc ze złamaną ręką, a w drugiej trzymając puszkę słynnych szwedzkich śledzi surstromming. Nikogo nie obrażając, są to zmagania przeznaczone głównie dla hobbystów, półamatorów i adeptów, którzy chcą jeździć dla zabawy, nauki czy przetarcia przed poważniejszymi zawodami. Można się łatwo domyślić, co by robił z nimi Lindgren. Sam klub rzecz jasna w swoim komunikacie także nawet słowem nie wspomniał o ewentualnych startach Lindgrena w meczach ligowych. Działacze wiedzą, że to absolutnie nierealne. Choć zdarzały się czasem sytuacje, w których ktoś "z kosmosu" trafiał na niski poziom rozgrywkowy. Choćby w 2018 roku w Stali Rzeszów w 2. Lidze jeździł Greg Hancock, czterokrotny mistrz świata. To była jednak wciąż liga zawodowa. Zresztą Hancock się o tym przekonał, zaliczając niespodziewane porażki, na przykład ze Stanisławem Burzą.