Doceniam wysiłki prezesów i żużlowej centrali na rozruszanie tematu szkolenia młodzieży. Raz, że zawodników wciąż mało. Dwa, że kibice najbardziej lubią lokalnych matadorów. Z przepisem o konieczności wystawienia wychowanka pod jeden z dwóch numerów przeznaczonych dla juniorów mam jednak problem. Najlepsza liga świata? Wciąż stawiamy nowe warunki Po pierwsze, jak nazywamy PGE Ekstraligę najlepszą ligę świata, to nie możemy stawiać kolejnych warunków ograniczających budowę możliwie najlepszych i najsilniejszych składów. Już mamy dwóch juniorów, dwóch polskich zawodników, pozycję U24 i dodatkowa U23 na rezerwie. Po drugie zamrażamy rynek juniorski. Kluby już nie będą się zabijały o młodych zawodników, bo to nie będzie miało sensu, skoro do składu trzeba będzie wrzucić wychowanka. I on będzie musiał jechać nawet jeśli ten gość z zewnątrz będzie się potykał o własne nogi. Młodzi zawodnicy staną się zakładnikami klubów Młodzi zawodnicy staną się zakładnikami swoich klubów. Nie będą mogli stawiać warunków, bić się o wyższe wynagrodzenia, bo prezes będzie wiedział, że i tak mu nie uciekną. Bo niby gdzie, jak nikt nie będzie ich chciał. Ktoś powie, że tu chodzi o jedno miejsce. No dobrze, ale to tak nie działa. Nie można mieć tylko jednego wychowanka, bo jak przytrafi mu się kontuzja, to trzeba mieć kogoś w zamian. Drugiego, może nawet trzeciego. Naprawdę uważacie, że to nie zabetonuje juniorskich składów i giełdy? Moim zdaniem zabetonuje i dobre to nie będzie. I nie wpłynie to na rozwój ligi i zawodników. Zawsze, w każdej sytuacji, najlepszy jest wolny rynek i konkurencja. Przy okazji tego rozwiązania zdarzają się rzeczy złe, niedobre, ale nikt nie wymyślił lepszego mechanizmu. Na następnego Przyjemskiego poczekamy lata Jeśli chcemy szkolić, jeśli chcemy tym zarazić kluby, to stwórzmy im zachętę. Nie wiem, może kilka milionów z telewizyjnej umowy przeznaczmy na premię za szkolenie. Najlepiej wysokie, żeby to miało jakiś sens. Jeśli w klubach mówią, że wydają milion, czy nawet dwa rocznie na juniorów, to określmy parametry i płaćmy co rok nagrody tak duże, że szkolący nie będą mieć wątpliwości, że to się opłaca. W piłce już to robią. Łatwo będzie o ściągę. Jeśli nie cofniemy się o krok i nie skasujemy pomysłu, to na następny taki transfer, jak ten Wiktora Przyjemskiego poczekamy wieki całe. W ogóle rynek stanie się nudny. Zwrócę tylko uwagę, że ostatnie okno napędziły głównie zakupy juniorskie, bo jedni szkolą, drudzy kupują, a korzystają na tym wszyscy.