Mateusz Wróblewski, INTERIA: Odniósł pan kolejne zwycięstwo w tegorocznym cyklu Grand Prix i ponownie został pan królem gorzowskiego toru. To musiał być udany powrót do domu. - Bartosz Zmarzlik, POLSKA: - Bardzo się cieszę. Turniej poszedł po mojej myśli, a gorszym pierwszym wyścigiem w ogóle się nie przejmowałem. Trzecie pole w Gorzowie na początku zawodów zazwyczaj jest trudne, a z niego startowałem. To niesamowity wieczór, bo w parku maszyn praktycznie nic nie robiliśmy, a wszystko regulowało się tak jakby samo. Czułem się świetnie na tej nawierzchni. Im dalej w las, tym było trudniej o wyprzedzanie. Ponadto do finałowego wyścigu mieliśmy trzy podejścia, więc musiała wkraść się nerwowość. Mimo to, pan w fenomenalnym stylu wygrał decydujący wyścig. Jak pan to zrobił? - Tor był taki, że na początku faktycznie trudno było znaleźć linię do wyprzedzenia. Pod koniec zawodów, około szesnastego biegu było kluczowe równanie toru. Wówczas nawierzchnia była trochę poskrobana i tor dostał mniej wody. To pozwalało na wybór dobrych ścieżek nawet od razu po równaniu. Tor był zupełnie inny, niż się spodziewałem, ale zaznaczam, że był świetny. Gdy oglądałem piątkowe juniorskie zawody, byłem nieco zmieszany i już chciałem wyciągnąć trzeci motocykl na zawody. Chyba dobrze, że jednak nie zaryzykowałem, choć pasowałby każdy motocykl. Pierwszy start w finale panu wyszedł, ale dwa kolejne były słabe. - Wszystko mi się posypało, ponieważ podchodząc do drugiego startu w finale wiedziałem, że pole A się już skończyło. Skorzystałem z ostatniej dobrej koleiny. Spojrzałem na tor B i on wyglądał bardzo dobrze. Przez całe zawody pole B trzymało, ale z pierwszego jest bardziej komfortowy start. Wiedziałem wówczas, że przed kolejną powtórką muszę zdrożyć plan B. Wtedy zaczęły się nerwy. Powiedziałem, że potrzebuję zmian w motocyklu i wówczas wiedziałem, że albo mi to wyda i wygram start albo będę szybki na dystansie i będę w stanie wyprzedzić. Musiałem się skupić na sobie i dobrze pokonywać łuki. Ten finał przejdzie do historii. Zmarzlik wydarł zwycięstwo! Jak z pana perspektywy wyglądało ostatnie podejście do finałowego wyścigu? Ataki były zaplanowane, czy była w nich nutka fantazji? Na ostatnim łuku wszedł pan ostro pod Leona Madsena. Czy nie obawiał się pan, że Duńczyk będzie szukał pana tylnego koła? Wiadomo, że obecnie sędziowie wykluczają tego, który wyprzedza przy kontakcie i upadku. - Trochę się tego obawiałem, ale pomyślałem, że skoro będzie chciał znaleźć kontakt, to i tak go znajdzie. Wjeżdżaliśmy w łuk bardzo szybko, ale też czysto. Wiedziałem, że jeśli nie zrobi czegoś nie fair, to nic się nie stanie. Rozmawialiście o tej akcji po wyścigu? - Leon się śmiał i mówił, że nie wiedział kiedy go wyprzedzę i gdzie, ale cały czas mnie słyszał. Jest mentorem Mateusza Cierniaka Mateusz Cierniak powtarza, że dużo mu pan pomaga, spędzacie razem dużo czasu. A czy on po SGP2 przekazał panu jakieś wskazówki? - Oczywiście, że tak, aczkolwiek wczoraj padł rekord toru, nawierzchnia była zupełnie inna. Mateusz to przede wszystkim bardzo dobry chłopak, który chce się uczyć, jest chłonny wiedzy. Zadaje mądre pytania, po których można stwierdzić, że podąża dobrą drogą. Mateusz Cierniak podkreślał, że w pana towarzystwie złapał większy luz w ostatnich dniach, bo udało wam się wyjść na ryby, byliście na rowerach. Na pana również dni spędzone z nim relaksująco wpłynęły? - Miał swój plan na tydzień po Szwecji. Chciałem iść na rower i zapytałem Mateusza, czy idzie ze mną. Odparł, że nie ma jak, bo nie ma roweru. Odpowiedziałem mu, że spokojnie, wszystko zorganizujemy, a on na to bez zastanowienia stwierdził, że też zatem chce iść. To, co chciałem, to w tygodniu zrealizowałem, a przy okazji wziąłem ze Po zawodach dziękował pan kibicom, a oni już przed turniejem ciepło pana przyjęli. Dużo pan nad tym rozmyślał w ciągu tygodnia? - Byłem ciekawy, czy kibice "pójdą po klubie", czy po nacji. Nie chcę być źle zrozumiany, bo nie mam nic złego na myśli. Serdecznie im dziękuję za takie przyjęcie. Była świetna atmosfera, a na gorzowski stadion zawsze mi się miło przyjeżdża. To miejsce pozostanie w moim sercu. Szykuje się w przyszłości powrót do Gorzowa? - Na ten moment to pytanie nie ma miejscu. Nie wiem jak na nie odpowiedzieć. Staram się być profesjonalistą i dawać z siebie wszystko. To dla mnie najważniejsze.