Szymon Makowski, INTERIA: To nie był udany turniej w pańskim wykonaniu. Skąd ta niemoc wynikała? Dominik Kubera, reprezentant Polski: - To były trudne zawody dla mnie. Po pierwszym wyścigu zrobiłem największy błąd, który zaważył na całym turnieju. Później miałem lekki defekt przed moim trzecim wyścigiem, wynikający z nerwów i chaosu, który u nas panował. Następnie straciłem dwie pozycje na dystansie, więc to ja zawaliłem te zawody. Wszystko przez decyzje na torze i nie tylko, które podejmowałem. Mogłem wyciągnąć więcej, gdybym dowoził te punkty, byłbym chociaż w półfinale. To przez to Zmarzlik odpadł z turnieju. Kubera był w szoku Co to był konkretnie za defekt? - Nazwałem to defektem, ale tak naprawdę to był nasz chaos i błąd z naszej strony, małe nieporozumienie z mechanikami, takie sytuacje się czasem zdarzają. Coraz głośniej mówi się o pladze defektów łańcucha w motocyklu, który miałby być spowodowany wadliwą partią jednej z części. Dziś ofiarą tego był Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski, przez co odpadli z turnieju. - Pierwszy raz takie coś usłyszałem i to jeszcze od dziennikarza. Szacunek, że masz takie informacje. Uznałbym to za złośliwość rzeczy martwych i na tę kwestie nie mamy żadnego wpływu. Panu też podobne rzeczy się wydarzały? Choćby dziś miały wpływ na końcowy rezultat? - Też czasem miewam takie defekty, tak po prostu jest. Dziś natomiast czułem, że mogłem wykrzesać coś więcej, ale popełniałem błędy, kosztujące mnie straty punktów. Kolejna lekcja w moim życiu. Zadziwiająca statystyka Polaka. O co tutaj chodzi? Dlaczego tak jest, że wszędzie gdzie pan pojedzie pierwszy raz w życiu w Grand Prix, notuje pan bardzo udane zawody. Natomiast na dobrze znanym sobie obiekcie jest po prostu słabo. Dlaczego? - Tak jest i nie mam pojęcia dlaczego. Nie ukrywam, że liczyłem tutaj we Wrocławiu na coś więcej, bo lubię tutaj startować. To jest świetny tor i podczas meczów ligowych radzę sobie całkiem nieźle. A dzisiaj mi nie poszło, ale przeanalizowaliśmy na chłodno te zawody i każdy wyścig. Za dużo popełnionych błędów z mojej strony i zabrakło tych pogubionych punktów, by awansować do półfinału. W takim razie może nie warto zawracać sobie głowy notatkami i historią? - Znaczy to nie jest też coś złego, bo sugeruję się czymś, co było wcześniej, ale te rundy, szczególnie polskie, mi po prostu nie wychodzą. Miałem kilka sytuacji, że byłem po prostu w najgorszym możliwym miejscu na torze. Często kilka rzeczy musi się złożyć na to, by przywieźć dobry wynik, a czasem nic nie wychodzi. Nie ma złotej recepty na wygrywanie, byłoby to za łatwe, taki jest ten sport. Wciąż liczy się pan w walce o utrzymanie w cyklu. Do TOP6 strata jednak urosła do dwudziestu punktów. Liczy pan po cichu na stałą dziką kartę w przyszłym roku? - Chcę objechać cały sezon bez żadnej napinki. Mam jeszcze Grand Prix Challenge w Pardubicach, więc nie skupiam się na tym, żeby dostać dziką kartę. Będę walczył z całych sił.