Gdy pomyślimy o gwiazdach polskiego żużla sprzed lat, wymienimy takie nazwiska jak Edward Jancarz, Zenon Plech, Alfred Smoczyk, Marek Cieślak, Antoni Woryna, Jerzy Szczakiel, Andrzej Wyglenda czy Mieczysław Połukard. Każdy z nich zapisał się w historii złotymi zgłoskami i jest pamiętany do dziś. Cieślak nawet pracuje w dalszym ciągu przy żużlu i choć na chwilę obecną nie ma klubu na 2022, można być niemal pewnym, że ktoś go skusi. Wielu z wymienionych wyżej zawodników miało okazję spotkać się na torze z Janem Muchą. Oczywiście, nie mamy tu na myśli bramkarza Legii Warszawa z lat 2005-2010. Tak samo nazywał się żużlowiec, który w latach 60-tych i 70-tych był jednym z czołowych w kraju. Stronił jednak od blasku fleszy, trzymał się na uboczu, robił swoją robotę i być może dlatego teraz pamięć o nim jest nieco zakurzona. Żużlowiec dilerem Często jest tak, że już w trakcie kariery zawodnicy myślą o tym co będą robić po jej zakończeniu. Prowadzą swoje biznesy, zabezpieczają się i przede wszystkim odnajdują w innym zajęciu. Z obecnie jeżdżących można wymienić Andrzeja Lebiediewa, który ma swoją restaurację czy Tobiasza Musielaka i jego stadninę koni. Biznesem w trakcie kariery zajmował się także Andreas Jonsson, były szwedzki żużlowiec. Jan Mucha z kolei był... pierwszym w historii dilerem Opla w naszym kraju. Na tamte czasy urastało to do rangi fenomenu. - Na pogrzebie Janka byli przedstawiciele Opla na Polskę, bo on był pierwszym dilerem tej marki w naszym kraju. Jeszcze w czasie kariery stał się biznesmenem i to z prawdziwego zdarzenia. Można go stawiać za wzór dla innych - opowiadał o koledze Cieślak na łamach Przeglądu Sportowego. Mucha jeździł nie tylko na torze Cieślak wspominał także, że Mucha potrafił świetnie jeździć na nartach. To akurat w przypadku żużlowca nic nadzwyczajnego, ale umiejętności kolegi z toru byłego trenera polskiej kadry były naprawdę godne szacunku. - Chodź na Kasprowy. Pojeździmy sobie. Miałem jakieś byle jakie dechy, ale wstyd się było przyznać. Zresztą nie miałem śmiałości odmówić. Pojechaliśmy więc na ten Kasprowy. Ratraków nie było, śniegu fura, widok był iście księżycowy - mówił Cieślak we wspomnianym wywiadzie. - On w kotle Gąsienicowym zjeżdżał, a ja jechałem do Kuźnic na plecach i tyłku. Chyba z tysiąc razy leżałem. Co kilka metrów było łubu-dubu, wpadałem w jakąś zaspę, a potem otrzepywałem się ze śniegu. Z Jankiem spotkaliśmy się potem w ośrodku - dodawał. Zapomniane sukcesy Muchy Nie każdy wie, że Jan Mucha był czterokrotnym finalistą indywidualnych mistrzostw świata. Dwanaście razy jeździł także w bardzo prestiżowych finałach IMP. Indywidualnie wielkich sukcesów w tych zawodach nie osiągał, ale za to realizował się w drużynowej ich odmianie. W latach 1970 i 1974 zdobywał wraz z kolegami z kadry brązowe medale drużynowych mistrzostw świata. W 1965 roku wygrał także memoriał Alfreda Smoczyka, wówczas imprezę niezwykle cenioną wśród żużlowców. Przez całą karierę reprezentował barwy jednego klubu - Śląska Świętochłowice. Pewnie dlatego, że urodził się w oddalonym o 20 km od tego miasta Mikołowie. Mucha zmarł w 2014 roku, dzień przed swoimi 74. urodzinami.