W najbliższą niedzielę, 23 kwietnia Fogo Unia Leszno wybierze się na wyjazdowe spotkanie do Grudziądza. Nie brakuje opinii, że ten mecz będzie "za 4 punkty", bowiem w teorii leszczynianie, grudziądzanie i krośnianie mają się bić o ligowy byt. - Różnie bywało w Grudziądzu. Miewałem tam dobre mecze, chociaż ostatnie wspomnienie nie jest zbyt dobre, bo jechałem tam finał IMP, który się dla mnie nie ułożył. To już historia. Liga rządzi się swoimi prawami. Pamiętam, jak kiedyś z Nickim Pedersenem w ostatnim biegu w barwach Unii przesądzaliśmy o naszym zwycięstwie. Liczę znów na takie spotkanie - mówi Grzegorz Zengota, wspominając rok 2015. Wówczas Unia pokonała GKM 46:44, a Pedersen do spółki z Zengotą przywieźli do mety 5 punktów, zostawiając za plecami Buczkowskiego i Łagutę. Nawiązuje do najlepszych lat Zengota w fantastycznym stylu powrócił do PGE Ekstraligi. W tym momencie to postać numer dwa w leszczyńskim zespole. Zielonogórzanin ustępuje tylko Januszowi Kołodziejowi. We Wrocławiu Zengota był jedyną postacią obok wspomnianego Kołodzieja, która potrafiła nawiązać walkę z miejscowymi zawodnikami. - Do 11. wyścigu spotkanie wyglądało całkiem fajnie. Później wrocławianie nam odjechali. Z naszej strony uważam, że jako zespół stawiliśmy czoła silnemu rywalowi, bo jak się spojrzy, to w każdym biegu jedzie ktoś w barwach Sparty, kto naprawdę potrafi się ścigać. Gratulacje dla nich, że wygrali. My walczyliśmy, wyrywaliśmy punkty. W pewnym momencie było blisko, ale nam czegoś zabrakło. Osobiście mam niedosyt. Myślę, że każdy z nas mógł dołożyć cegiełkę więcej, by pojechać to spotkanie lepiej. To już za nami, teraz myślimy o przyszłości - skomentował Grzegorz Zengota. Zengota zdobył 7 punktów i 2 bonusy, a gdyby udało mu się utrzymać drugą lokatę w ostatnim wyścigu, na jego koncie znalazłoby się 8 punktów i 3 bonusy. Na mecie o pół koła lepszy okazał się Artiom Łaguta. - O błysk szprychy przegrałem 15. bieg. Przez cztery kółka broniłem się, ile mogłem. Nie mogłem wjechać w optymalny tor jazdy, bo wrocławianie wchodzili raz pode mnie, raz za mnie. W ostatecznym rozrachunku przypilnowałem Taia i zrobiło się miejsce dla Artioma, który był lepszy o błysk szprychy. Jestem zadowolony ze swojej postawy, ale wciąż czeka mnie dużo pracy. Mam jeszcze sporo elementów do poprawy. Dwa spotkania za nami, a dużo przed nami - zakończył Zengota.