Rok temu na początku cyklu Grand Prix wydawało się, że Michelsen na dobre włączy się w walkę o medale, może nawet o mistrzostwo świata. Piął się coraz wyżej, w PGE Ekstralidze był jednym z najlepszych żużlowców, a w turniejach indywidualnych niemal zawsze należało traktować go jako jednego z faworytów. Drugą część sezonu miał jednak gorszą, ale typowano że w tym roku wróci ze zdwojoną siłą. Nic bardziej mylnego. To nie jest sezon Michelsena. Przede wszystkim Duńczyk jest strasznie bezbarwny, nie ma jakości, błysku i tej iskry, którą zawsze imponował. Gdzieś zatracił przebojowość, potrafi przegrywać z juniorami i zawodnikami na papierze naprawdę dużo słabszymi od siebie. Takiego Michelsena nikt w tym roku się nie spodziewał. Zapewne on sam też nie. Widać zresztą, że jest już zmęczony i nieco bezradny wobec tego wszystkiego. On chce, by to się skończyło. Ma dość sezonu Mikkel Michelsen nawet w meczach u siebie ze słabszymi rywalami nie jest w stanie zapunktować na zadowalającym poziomie. W piątek w spotkaniu z GKM-em Grudziądz przywiózł raptem siedem punktów. Rok temu byłby rozczarowany po takiej zdobyczy na wyjeździe u mocnego przeciwnika. Teraz jednak widzimy innego Michelsena. Przygaszonego i czekającego już zapewne na koniec sezonu. Kto wie, może to jakaś głębsza zapaść psychiczna? Oczywiście Michelsen to człowiek na tyle młody, że za rok może wrócić jako zupełnie inny zawodnik i np. bić się z Bartoszem Zmarzlikiem o mistrzostwo świata. Na ten moment jednak dzielą go od tego lata świetlne. Mikkel musi przede wszystkim odzyskać radość z jazdy. Ostatnio po prostu się męczy, a w ten sposób nie da się wrócić do optymalnej formy. Może najlepszym rozwiązaniem byłoby zakończenie sezonu gdy tylko zapadną najważniejsze dla niego rozstrzygnięcia.