Na zawodach żużlowych jest lekarz i są karetki. Mimo to zdarza się, że zawodnicy jeżdżą z połamanymi rękami, a wyjazd na tor nawet po bardzo poważnej kraksie jest swego rodzaju normą. Cegielski: Lekarze zgadzają się na rzeczy, na które nie powinni się zgadzać Pytacie, jak to możliwe, że lekarz obecny na zawodach nie potrafi powstrzymać tego całego szaleństwa? Otóż lekarze zawodów są związani z ośrodkami organizującymi zawody. - I zgadzają się na rzeczy, na które nie powinni się zgadzać - tłumaczy nam były żużlowiec Krzysztof Cegielski, bo taki lekarz często gęsto działa na zasadzie "koszula bliższa ciału". Nie wypisuje zakazu jazdy zawodnikowi po upadku, bo mógłby osłabić swój klub. A takie osłabienie oznacza utratę punktów i pieniędzy. - Klub traci, bo przegrywa. Zawodnik traci, bo uciekają mu premie za punkty. I koło się zamyka - wyjaśnia Cegielski. Duńczyk jechał ze złamaną ręką, a Szweda odsunięto, bo miał wysokie ciśnienie - Dla mnie to nie do pomyślenia, że zawodnik po ciężkim upadku, często mocno zamroczony, wstaje i po chwili wyjeżdża do powtórki wyścigu - mówił kilka lat temu w rozmowie z Głosem Wielkopolski, Paweł Ruszkiewicz, niegdyś żużlowy menadżer i telewizyjny ekspert. Ta rozmowa miała miejsce 7 lat temu. Już wtedy Ruszkiewicz zdiagnozował problem i apelował o wprowadzenie niezależnych lekarzy. - Może wtedy nie dochodziłoby do sytuacji, gdy zawodnik jeździ ze złamaną ręką, jak to miało miejsce w przypadku Nickiego Pedersena - dowodził Ruszkiewicz i podawał przykład ice-racingu, gdzie niezależny lekarz odsunął od startu słynnego Pera-Olofa Sereniusa. - Zauważył, że ma zbyt wysokie ciśnienie - wyjaśnił Ruszkiewicz. Żużlowe kluby nie chcą płacić za niezależnych lekarzy PZM już rok temu chciał wprowadzić niezależnych lekarzy, ale kluby upierały się, że obecne rozwiązanie, z lekarzami klubowymi obsługującymi imprezy, jest dobre, a to nowe tylko wygeneruje dodatkowe koszty. A żużel już i tak pochłania dużo pieniędzy. Ustaliliśmy, że wprowadzenie niezależnych lekarzy kosztowałoby każdy klub maksymalnie 60 tysięcy (przy 10 meczach domowych) w skali sezonu i najwyżej 12 tysięcy w skali miesiąca. - To faktycznie dużo, ale z drugiej strony zdrowie to jest taka rzecz, na której nie warto oszczędzać - zauważa Cegielski. Kim jest niezależny lekarz? Kim jest niezależny lekarz? To taki sam lekarz, jak inny, tyle że nie wywodzący się z miasta, w którym są zawody i niepowiązany z żadnym klubem. PZM chciałby przeszkolić grupę lekarzy, którzy jeździliby na mecze. Lekarz z Krakowa mógłby być na meczu w Częstochowie, a ten z Torunia mógłby, dajmy na to jechać do Poznania. - To nie jest zły pomysł. Wystarczyłoby jedynie uzbroić tych lekarzy w wiedzę o dyscyplinie, żeby nie przesadzali w drugą stronę. Na żużlu zdarza się wiele upadków. Chodzi o to, żeby nie wykluczali nikogo z zawodów, bo ma jakieś zadrapania - komentuje Cegielski. Nasz ekspert mówi, że w trakcie meczu potrzebny jest ktoś, kto realnie oceni sytuację i stan zdrowia zawodnika. To nie może być jednak lekarz klubowy, który jest narażony na presję klubu i samego zawodnika. - Kiedyś, startując w Anglii, tak bardzo uparłem się, że pojadę po groźnym upadku, że okłamałem, że czuję się dobrze. Wyjechałem drugi raz i wyrwałem pół ogrodzenia - przyznaje Cegielski. Cegielski apeluje: Wprowadzić nowych, albo zagrozić konsekwencjami tym, którzy są W PZM trwa ostra dyskusja nad wprowadzeniem lekarzy niezależnych, bo nikt w związku nie chce być nazwany "mądrym Polakiem po szkodzie". Przecież nawet rok temu zdarzały się sytuacje poważnych kontuzji. Bo lekarze dopuszczali do powtórek zamroczonych zawodników. I tylko cześć tych przypadków można zrzucić na brak odpowiedniej aparatury na stadionie pozwalającej ocenić, jak poważny jest uraz. - Coś zdecydowanie trzeba zrobić. Jeśli dla klubów niezależni lekarze są za drodzy, to można jeszcze zrobić roczny eksperyment z tymi, którzy są. Trzeba im jednak bardziej patrzyć na ręce i zagrozić konsekwencjami. Oni nie mogą bać się tego, że prezes ich odsunie, bo zrobią coś nie po jego myśli - kwituje Cegielski. Oby tylko nie było tak, że kluby znowu utrącą temat, a o bezpieczeństwie i potrzebie wprowadzenia nowych rozwiązań zaczniemy rozmawiać, gdy stanie się jakaś tragedia. Zobacz również: Pechowy trener. Gwiazdor zrugał go przy wszystkich