Kamil Hynek, Interia: Zaliczyłeś świetne wejście w sezon w Lokomotiwie Daugavpils, ale potem przyplątała się kontuzja. Złamałeś żebra, obojczyk, kość udową i zniknąłeś z radarów do końca 2022 roku. Odczuwasz jeszcze dyskomfort? Zdążysz się wykurować na start rozgrywek? Rene Bach, zawodnik Unii Tarnów: Uraz był dość skomplikowany i to jest podstawowy powód, dlaczego ten mój powrót odwleka się w czasie. Wolałem dmuchać na zimne, niż za szybko wsiadać na motocykl. Poza tym musiałem przejść drugą operację. Na szczęście wszystko co złe już za mną, obecnie intensywnie się rehabilituję. Rozpocząłem też przygotowania do nowego sezonu i proszę się nie martwić, w marcu będę gotowy na sto procent. Zostajesz w 2. Lidze Żużlowej, ale zmieniasz łotewskie Daugavpils na Tarnów. Lokomotiw chciał cię zatrzymać, albo miałeś inne oferty? - Kilka klubów kontaktowało się ze mną, rozmawiałem też z Daugavpils, ale finalnie nie doszliśmy do porozumienia. Z Lokomotiwu zabieram jednak tylko do dobre wspomnienia. To bardzo profesjonalny ośrodek, nasza współpraca była wzorowa. Życzę im wszystkiego najlepszego w kolejnym roku. Czemu akurat Tarnów i jaki wpływ na twoje przenosiny do Unii miał duński zaciąg rodaków, którzy już tam są: Kenneth Hansen i William Drejer. Dzwoniłeś do nich, pytałeś o radę, czy Unia, to właściwy kierunek? - Wybór był dość łatwy, a z Kennethem znamy się jak łyse konie. Kiedy przyszła propozycja z Tarnowa postanowiłem z nim porozmawiać. Wypowiadał się o Unii w samych superlatywach więc to mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że warto tam podpisać kontrakt. Prezes klubu Daniel Bałut przedstawił tobie, albo całemu zespołowi jakiś cel na kolejny sezon? - Niespecjalnie. Chcemy sprawić radość naszym kibicom i najpierw dostać się do play offów. Do tego będziemy dążyć. A jak się tam znajdziemy, zabawa zacznie się od zera i wszystko może się zdarzyć. Robiłem mały reaserch i nie miałeś przesadnego kontaktu z tarnowskim torem. Wpadł mi w oko zaledwie twój jeden występ. Tylko, że to prehistoria, bo przypada na 2009 rok i finał IMEJ. - Trafiłeś idealnie, to był mój "ostatni taniec" tutaj, ale całkiem nieźle pamiętam ten obiekt. Przypomina lotnisko, jest dość długi i szeroki, a ja preferują szybkie tory, na których można rozwinąć prędkość. Myślę, że będzie mi pasował. To ciekawe, bo zazwyczaj miałeś do czynienia z krótkimi technicznymi torami jak ten w Opolu. Sam również dorastałeś żużlowo na angielskich owalach. To nie będzie przeszkodą? - Nie przewiduję problemów z adaptacją do nowych warunków. Parę lat wstecz trochę "tłukłem" się na dużych obiektach więc nie są mi one całkiem obce. Zdążyłem się do nich przyzwyczaić. Definitywnie zakończyłeś angielski rozdział, Polska będzie twoim priorytetem? - W przyszłym roku będę skupiał się wyłącznie na lidze polskiej i rodzimej Danii. Wiem jak to jest z łapaniem kilku srok za ogon, dawniej, jeszcze gdy ścigałem się na Wyspach Brytyjskich zdarzały się kolizje terminów. Teraz staram się nie wrzucać sobie na barki za dużo. Im człowiek starszy, tym bardziej ceni sobie ułożony schemat. Zamiast spędzania czasu w samolotach, preferuję regenerację i odpowiednie dbanie o formę między zawodami, albo np. udaję się na dodatkowy trening. Życie na wariackich papierach nie jest już dla mnie, nie chcę codziennie rywalizować w jakiś zawodach. Starty w Anglii na wczesnym etapie twojej kariery zahamowały twój rozwój i za późno trafiłeś do Polski? - Było, minęło, nie ma co patrzeć za siebie. Niczego w życiu nie żałuję, najwidoczniej tak musiało być, ale możliwe, że masz trochę racji. Człowiek jest zawsze mądry po szkodzie. Pewnie teraz, bogatszy o doświadczenie, podjąłbym ryzyko, spakował walizkę i ruszył do waszego kraju wcześniej. Nigdy też chyba nie otrzymałeś poważnej szansy u nas w kraju. Jaki jest tego powód? Ty odmawiałeś, czy to kluby bały Ci się zaufać? - Przez kilka minionych sezonów, kiedy tylko dawano mi szansę na rozwinięcie skrzydeł, nie zawodziłem. Świetnie wspominam okres spędzony w Bydgoszczy oraz Daugavpils. Gdy byłem zdrowy jeździłem od dechy do dechy. Jak ze mnie rezygnowano, to tylko z powodu wypadków losowych. Z drugiej strony ciągle miałem z tyłu głowy, że muszę zawsze coś udowadniać. Twoja kariera znakomicie zapowiadała się zwłaszcza w wieku juniorskim, lecz potem nagle mocno wyhamowała. Zastanawiałeś się dlaczego, albo może udało ci się już postawić diagnozę skąd to załamanie? - W bardzo niefortunnym okresie przytrafiła mi się poważna kontuzja. W 2011 roku kończyłem wiek juniora, a to często dla zawodnika szalenie ważny moment kiedy przeskakujesz z młodzieżowego do dorosłego ścigania. Wielu zawodników nie radzi po przejściu w żużlową dorosłość i przepada. Niestety mnie też te turbulencje nie ominęły. Przykład mistrza świata Jasona Doyle’a pokazuje, że życie żużlowca zaczyna się po trzydziestce. - W dzisiejszych czasach wiek to tylko liczba. Proszę spojrzeć na Nickiego Pedersena. On wciąż jest na topie, nie schodzi poniżej określonego poziomu i nadal jest silnym ogniwem wszystkich zespołów, które reprezentuje. To jest właśnie najpiękniejsze, ponieważ utwierdza nas w przekonaniu, że nigdy, za żadne skarby nie można się poddawać.