- Pomiędzy mną a Polskim Związkiem Motorowym była niepisana, ustna umowa, że wraz z kolegą, który nie chce, by podawać jego nazwisko, otrzymamy po 50 tysięcy złotych. To była forma prowizji za sprzedaż praw reklamowych IMP na lata 2023 - 2025 wypłacana po każdych zawodach. Teraz już wiem, że nasza umowa nie zostanie zrealizowana. Część kibiców zapewne się z tego ucieszy, bo przecież Fiałkowski dostał po kieszeni - mówi Zbigniew Fiałkowski. W klubach przeczytali i zrobili wielkie oczy W klubach robią wielkie oczy po przeczytaniu tego fragmentu. Wielu działaczy odczytało to tak, że pan Fiałkowski za każdą rundę IMP miał dostać 50 tysięcy złotych od związku. Na dokładkę ta gaża miała wynikać z jakieś niepisanej, ustnej umowy. Źle to wszystko zabrzmiało. Jak udało nam się ustalić, pan Fiałkowski z jeszcze jedną osobą przeprowadził rozmowy z Canal+ i sprawił, że dołączyła ona do projektu IMP, jako tytularny sponsor imprezy wpłacając duże pieniądze. Gdy udało się zawrzeć kontrakt, pan Fiałkowski wraz z tą drugą osobą poprosili przełożonych ze związku o prowizję, jako formę wynagrodzenia za zawarcie kontraktu. W związku z tym, że wynegocjowana umowa była naprawdę dobra, prośba została zaopiniowana pozytywnie. 50 tysięcy miało być wypłacone w ratach 50 tysięcy pan Fiałkowski miał mieć wypłacone w ciągu 3 lat, bo na tyle obowiązywał kontrakt zawarty z telewizją. Wypłata transzy miała być dokonywana po każdej rundzie, więc byłemu działaczowi zapłacono już dwie z dziewięciu rat. Jedną po zawodach IMP w Rzeszowie, drugą po rundzie IMP w Pile. Jeśli były one dzielone na równe części, to były członek GKSŻ mógł dostać nawet 11 tysięcy. Reszty już faktycznie nie otrzyma, bo umowa faktycznie była niepisana i wynikała jedynie z dobrej woli związku, który chciał nagrodzić panów za poświęcony czas i dobre efekty pracy. Zasadniczo jednak wygląda to tak, że strona negocjująca w czyimś imieniu kontrakt ustala swoją prowizję przed wykonaniem zadania, a nie po fakcie. W PGE Ekstralidze jest przykładowo tak, że prezes Wojciech Stępniewski i jego zastępca Ryszard Kowalski, choć od pewnego czasu sami negocjują telewizyjne umowy, w ogóle nie dostają żadnej prowizji. Mają po prostu stałe miesięczne gaże i to wszystko. PZM musi zapłacić odszkodowanie za finał Wróćmy jednak do pana Fiałkowskiego, który przyznaje, że teraz jego umowa na wypłatę prowizji nie zostanie już zrealizowana. Jak wspomnieliśmy, dwie raty miał otrzymać, a co do reszty, to trudno się w ogóle dziwić, że PZM zamroził wypłatę. W końcu Canal+ po skandalu w Krośnie wystąpił o odszkodowanie do związku za poniesione straty wizerunkowe i finansowe. Finalnie uszczupliło to kontrakt o blisko 183 tysięcy złotych.