Trwa sezon 2023, a kluby już budują składy na kolejny. Rozmowy prezesów z zawodnikami przebiegają według tego samego scenariusza. Jak do stołu siada gwiazda z Grand Prix, to żąda 1,3 miliona złotych za podpis na umowie i 12 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Jeśli do stołu siada solidny żużlowiec drugiej linii, to chce nie mniej niż 800 tysięcy za podpis i 8 tysięcy za punkt. Przypadek? Prezesi twierdzą, że nie. Na torze są egoistami, ale poza nim grają do jednej bramki Zdaniem działaczy żużlowcy stanowią dobrze zorganizowaną grupę. Na torze są egoistami i nie szczędzą sobie razów, ale jak chodzi o pieniądze, to potrafią się dogadać. Także między sobą. Działacze są przekonani, że tegoroczna giełda transferowa jest najlepszym na to dowodem. Od jednej z osób mocno związanych z żużlowym środowiskiem słyszymy, że to rozgrywanie prezesów nigdy się nie skończy, jeśli oni też nie pójdą wspólnym frontem i nie odrzucą jednogłośnie ofert. Na to jednak nie ma szans, bo rynek zawodniczy jest tak mały, że dla każdego znajdzie się miejsce. Co z tego, że Enea Falubaz Zielona Góra i For Nature Solutions Apator Toruń popukały się w czoło, widząc ofertę Jasona Doyle’a, skoro ten dogadał się z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz. A żeby było śmiesznie, to w GKM nie są przekonani, że to koniec. Uważają, że dopóki nie będzie papierów, to wszystko może się zdarzyć. A Falubaz z Apatorem jeszcze mogą wrócić do gry. Trzeba dodać, że w Grudziądzu mają rację. Zawodnicy potrafią robić niespodziewane wolty dosłownie w ostatniej chwili. Rok temu Przemysław Pawlicki ostatecznie związał się z Falubazem, ale do końca rozmawiał też z Cellfast Wilkami Krosno i mówił, że jak przebiją ofertę Falubazu o 50 tysięcy, to on do nich przyjdzie. Rok temu Stal przekonała się, że zawodnicy potrafią iść wspólnym frontem Rok temu ofiarą zmowy zawodników miała też paść ebut.pl Stal Gorzów. Po odejściu Bartosza Zmarzlika trójka seniorów (Martin Vaculik, Anders Thomsen, Szymon Woźniak) postawiła warunek: albo zostajemy wszyscy, albo nie będziecie mieć żadnego z nas. Warunki finansowe stawiane przez zawodników też nie były małe. Każdy z nich chciał zyskać na odejściu Zmarzlika. Zwłaszcza że wiele mówiło się i pisało o tym, że Stali dzięki temu została duża kupka z pieniędzmi. Kluby ulegają i spełniają życzenia finansowe zawodników, bo choć prezesi wiedzą, że padli ofiarą czegoś w rodzaju spisku, to wolą zagryźć zęby, niż potem narażać się na gniew kibiców i kiepską prasę. Unia ma dylemat. Ulec teraz, czy zebrać kasę na lepszą gwiazdę i wydać miliony za rok Gorzej z tymi, którzy nie dysponują nielimitowanym budżetem. Taka Fogo Unia Leszno, gdzie liczą każdy grosz (spółka działa przede wszystkim w oparciu o prywatne pieniądze i jest zależna od kondycji firm udziałowców) w związku ze zmową i wysokimi cenami mocno zastanawia się nad tym, czy teraz jednak sobie nie odpuścić. Dylemat jest, bo teraz klub może wziąć Piotra Pawlickiego za 800 i 8 tysięcy. Działacze zastanawiają się jednak, czy nie lepiej poczekać i wydać za rok nawet większe pieniądze na gwiazdę gwarantującą 12-14 punktów. Swoją drogą, to prezesi nie mają się co dziwić, że zawodnicy dogadują się między sobą odnośnie stawek i próbują na rynku transferowym grać w jednej drużynie. Żużlowcy doskonale pamiętają prezesom, jak 3 lata temu, w czasie COVID-u, obcięli im zgodnie stawki o 40 procent. Decyzja zapadła odgórnie, więc zawodnicy nie mieli wyjścia. Niektórzy z nich stracili przez to naprawdę dużą kasę. Początkowo przyjęli to nawet ze zrozumieniem. Wściekli się, kiedy w mediach pojawiły się informacje o milionach, jakie kluby dostały z tarczy antykryzysowej. Wtedy zrozumieli, że ktoś ich okpił. Teraz odpłacają.