Zazwyczaj wygląda to tak, że w okolicach Bożego Narodzenia czy też Sylwestra, zawodnicy mówią że do sezonu jeszcze sporo czasu, teraz jest moment na spotkania z rodziną itd. Zmiana roku w kalendarzu budzi u nich jednak świadomość, że wcale tak dużo czasu nie mają. Mamy dziś 9 stycznia. Za dwanaście tygodni wszyscy będą w gotowości do startu ligi. Oczywiście pod warunkiem, że pogoda pozwoli. A jak wiemy, ta w Polsce bywa kapryśna, zwłaszcza w miesiącach wiosennych. Ale na tę chwilę plan jest tak, by zacząć w kwietniu. Żużlowcy już teraz rozglądają się za torami, na których mogliby przeprowadzić pierwsze treningi. W Polsce prawdopodobnie jeszcze wtedy nie będzie takiej możliwości, bo choć zdarzały się akcje bardziej komercyjne niż szkoleniowe (np. lutowe treningi w Toruniu), to jednak tory gotowe będą co najwyżej na początku marca. W wielu miejscach jeszcze później. Co zatem zrobią zawodnicy? Wyjadą do Krsko, Gorican, Terenzano czy Lonigo. Tam na pewno warunki będą lepsze. Pierwsi zawodnicy już do nich dzwonią. Znów będą walić drzwiami i oknami Rok temu w Krsko musieli zorganizować specjalny harmonogram treningowy, bo do tej małej słoweńskiej miejscowości zjechało w pewnym momencie aż 21 zawodników! Nie dla wszystkich rzecz jasna wystarczyło miejsca. W tym sezonie pierwsi żużlowcy wysłali już swoje zapytania do ośrodków położonych na południu Europy, bo tam zima odchodzi zdecydowanie wcześniej i jest łagodniejsza. To sprawia, że przeważnie można trenować już w lutym. Liga we Francji zresztą najczęściej startuje w ostatni weekend tego właśnie miesiąca. Do rozpoczęcia polskich rozgrywek ligowych zostały trzy miesiące, a to minie naprawdę szybko. Zawodnicy powoli wchodzą w ostatnią fazę przygotowań "na sucho", jeżdżą też na crossie, niektórzy startują poza Europą, w Australii, Argentynie czy USA. Za mniej więcej miesiąc jednak zacznie się nerwowe przebieranie nogami, charakterystyczne dla tego okresu. To już ten moment, w którym nadchodzący sezon będzie dosłownie czuć w powietrzu.