Sprawa z dyskwalifikacją polskiego mistrza z Grand Prix Danii mocno ucichła, ale co jakiś czas do nas wraca. Kontrowersyjny werdykt nie odbił się na końcowym wyniku Zmarzlika, który musiał tylko poczekać na koronację kolejne dwa tygodnie. Czwarty tytuł przypieczętował w wyścigu finałowym w Toruniu. Czarnecki o słowach Rickardssona. "Zachowanie niegodne mistrza" Zmarzlik jest na dobrej drodze, aby dogonić, a następnie prześcignąć Rickardssona w liczbie zdobytych tytułów mistrza świata. - Jeździec ze Skandynawii ma ich sześć. Nasz Bartek w tym roku ma szansę na piąty. Rickardssonowi ulało się z tej zazdrości po zeszłorocznym GP w Vojens, gdy mówił, że słusznie zdyskwalifikowano Polaka! To był brak klasy. To nie było ani ładne, ani smaczne. Niegodne mistrza, doprawdy - stanowczo stwierdził Czarnecki.Zapytaliśmy Jacka Frątczaka, byłego menedżera klubów z Zielonej Góry i Torunia, co sądzi o zachowaniu Rickardssona. - Aż tak daleko to bym nie szedł. Przede wszystkim trudno posądzać Tony'ego o brak klasy, tutaj się z Ryszardem nie zgadzam. To było działanie zgodne z regulaminem. Nie ma w ogóle dyskusji na ten temat. Tony ma prawo do własnej opinii. Problem w tym, że regulamin był kompletnie zły - mówi nam Frątczak. Znany trener wrócił do pracy. I od razu składa poważną deklarację Były menedżer tłumaczy: Kara dla Zmarzlika powinna być adekwatna do przewinienia Frątczak wnikliwie wyjaśnił, jakie działania powinny zostać podjęte w Vojens. - Nie można karać sportowo za coś niezwiązanego ze sportem. Prawo rzymskie mówi, że kara powinna być adekwatna do winy. W tym konkretnym przypadku rzecz dotyczyła regulaminu finansowego, więc kara powinna być tylko finansowa. Chodziło przecież o kontrakty ze sponsorami. Bartek nie wypracował sobie żadnej przewagi, nie wpłynął też negatywnie na resztę - zaznacza ekspert.- Z Tony'm, co do jego oceny, się nie zgadzam, ale nie odbieram mu prawa do oceny. Może mieć taką, a nie inną opinię. To już historia, Szwed miał prawo się wypowiedzieć. Regulamin niestety od początku był wadliwy w sensie logicznym. Ktoś się jednak pod nim podpisał. Ludzie, którzy go stworzyli, nie przewidzieli tego typu sytuacji - podsumowuje były żużlowy menedżer. Skandal w Łodzi. Omal nie doszło do oszustwa