Dariusz Ostafiński, Interia: Drużyna Arged Malesy nie chciała jechać, drużyna Orła też nie, a jednak mecz się odbył. I mamy teraz skandal, pisze się o antyreklamie żużla. Co pan na to? Zbigniew Kuśnierski, przewodniczący jury meczu w Ostrowie: Tor był przykryty plandeką. Sprawdziliśmy prognozy. Były dobre, więc zdjęliśmy plandekę. W trzech miejscach woda podciekła, ale stwierdziliśmy, że tor jest regulaminowy i możemy jechać. Przewodniczący tłumaczy, dlaczego sędzia zapalił zielone światło I pojechaliście, ale źle to wyszło. Dlatego raz jeszcze przypomnę, że drużyny nie chciały jechać. - Na drugim posiedzeniu jury, ani kierownik zawodów, ani przedstawiciele drużyn nie mówili czegoś takiego. Nikt nie powiedział wyraźnie, że tor jest nieregulaminowy i on w związku z tym nie pojedzie. My, mam na myśli osoby funkcyjne, doszliśmy do wniosku, że tor jest wymagający, ale można jechać. Zresztą gospodarze przeprowadzili dodatkowe prace, odbyła się próba toru, było dobrze, więc sędzia zapalił zielone światło. I chce mi pan powiedzieć, że nikt nie protestował. Dopytuję, bo teraz wszyscy krzyczą, że tak było.’ - A ja panu mówię, że nikt nie protestował. Owszem na obchodzie toru zawodnicy mówili to, czy tamto, ale jak odbyła się próba i sędzia włączył zielone światło, to nikt nie odmówił. Dopiero z czasem gospodarze zaczęli mówić, że mecz należy przerwać. A jak już to zrobiliśmy, jak przerwaliśmy mecz po ósmym biegu, to nagle zrobił się dym i nagle oni twierdzili, że chcą dalej jechać. Przegrywali. To normalne. - Nie jest jednak normalne, jak ktoś mówi, że nie można, a jak przerywamy, to nagle przekonuje nas, ze tor jest regulaminowy. Od znanego i utalentowanego zawodnika usłyszałem, żebyśmy szynowali co bieg i jechali do końca. Nie zgodziliśmy się na to. Szanujmy się. Trener Cieślak mówi o naciskach. Co na to Kuśnierski? Marek Cieślak, trener Orła powiedział mi, że sędzia miał wytyczne z góry, że ktoś mu kazał jechać. - Nie było żadnych nacisków. Na żadnego z nas. Ja jestem za poważny człowiek. Ja bym się na to nie zgodził. Tak jak powiedziałem, pojechaliśmy, bo nikt nie protestował. Zresztą pan doskonale wie, że nasi zawodnicy, jeżdżąc do Szwecji, Danii czy Anglii i tam jeżdżą w gorszych warunkach. To ciekawe co pan mówi, bo ja spytałem trenera Cieślaka, czy w Anglii by ten mecz doszedł do skutku. Powiedział, że nie. - To mamy różnicę zdań. Uważam, że by pojechali i nie byłoby żadnych protestów. Kto jest winny skandalu? Ma swoje zdanie Tylko dlaczego mamy skandal? - Winna jest pogoda. To wszystko. Jakby nie ona, to dzisiaj byśmy nie rozmawiali. A może należało być bardziej przewidującym i założyć, że jak coś się stanie, to przy tej aurze będą protesty. - Tak jak powiedziałem, po drugim posiedzeniu jury nie było protestów. Każdy chciał jechać. Dosypano suchej nawierzchni tam, gdzie woda podciekła pod plandekę. Trener Mariusz Staszewski osobiście wsiadł na traktor i poprawiał ten tor. I jeszcze jedno. Po zawodach nikt nie wniósł żadnych uwag do protokołu. To też o czymś świadczy. Ujawnia co krzyczał trener Staszewski Tylko w mediach głośno krzyczą. Wspomniany przez pana trener też ma pretensje. - Po drugim biegu, po karambolu on faktycznie przybiegł i krzyczał, że mu wywieziemy drużynę do szpitala. Dla mnie osobiście to było przykre, bo musiałem wysłuchać obelg, od których aż uszy puchły. Przy czym trener mówił o szpitalu i połamanych kościach, a Poczta, który upadł, za chwilę biegał po parkingu. Był zdolny, ale nie jechał. Czegoś tu nie rozumiem. No dobrze, ale nie zapaliło się wam, myślę o panu, komisarzu i arbitrze, jakieś ostrzegawcze światło, że może lepiej to zakończyć. Jest karambol, przerywamy, przekładamy i nie ma skandalu. - Ten wypadek był z powodu błędu zawodnika, a nie stanu toru, który, jak powiedziałem, był trudny, ale regulaminowy. To była nasza ocena, której nikt nie kwestionował przed i po zawodach. Zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, kto wie lepiej. Szkoda, że jest mądry dopiero teraz.