Przeskok do PGE Ekstraligi to dla wielu zawodników największe wyzwanie w karierze. Najlepsza liga świata - choć ten frazes coraz częściej wykorzystywany jest przez szyderców niż miłośników rozgrywek - wciąż rozbudza wyobraźnię młodych żużlowców na całym świecie. Przed sezonem z beczeniem spoglądaliśmy na trzech debiutantów - Frederika Jakobsena, Davida Bellego i Patricka Hansena. Cała trójka w poprzednich latach wyrobiła sobie markę na zapleczu i wreszcie postanowiła sprawdzić się w elicie. Jak in poszło? Cóż, nie najlepiej. Najsłabiej swoje występy w PGE Ekstralidze wspominać będzie Patrick Hansen. 24-letniego Duńczyka miło zapamiętamy za udzielane płynną polszczyzną telewizyjne wywiady, ale na torze szło mu już o wiele gorzej. Śmiało można określić go jednym z największych niewypałów transferowych Stali Gorzów w ostatnich latach. Dużo mówi się o tym, że za rok może obrać drugoligowy kierunek. Po pierwsze - solidność Historia Davida Bellego jest zupełnie inna. W Unii Leszno nie stawiano przed nim żadnych większych oczekiwań. Nikt nie spodziewał się po nim zastąpienia wielkiego Emila Sajfutdinowa, a Francuz i tak nie schodził poniżej pewnego poziomu. Smialo można by go określić solidną drugą linią. Niestety, na przeszkodzie jego dalszej kariery staje dziś regulamin. W lidze mającej miejsce dla tylko szesnastu zagranicznych seniorów starszych niż 24-letnich, jest po prostu za ciasno dla Francuza. Podobnie z Jakobsenem. Kibice GKM-u pokochali go niemal od pierwszego wejrzenia. Przez sporą cześć sezonu po kontuzji Nickiego Pedersena to właśnie jego dużo młodszy rodak wchodził w buty lidera Gołębi. Niestety, za rok kończy on 25 lat, więc przestanie już obowiązywać nad nim ochronny parasol. W kuluarach nie słychać, by ktokolwiek z ekstraligowców interesował się jego usługami w okienku. Przepis o zawodniku U24 miał pomagać zawodnikom w przebijaniu się do najwyższej klasy rozgrywkowej. Niestety, uniemożliwił on równocześnie utrzymanie się w elicie tym, którzy już do niej weszli. Czy gra jest warta świeczki?