Jason Doyle pod koniec sierpnia dogadał się z Fogo Unią Leszno na przedłużenie umowy na sezon 2023. Miał zarobić 800 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy za punkt. Klub pochwalił się porozumieniem na fanpage’u. Ten sam klub napisał kilka dni temu, że Doyle’a nie będzie. Mają go Cellfast Wilki, które przebiły ofertę Unii. Doyle dzięki zmianie zarobi kasę, ale zaufanie stracił Doyle dzięki zmianie zyska. Przy umowie na 1,3 miliona złotych za podpis i 13 tysięcy za punkt może zarobić nawet 3,9 miliona złotych. Będzie przy tym niekwestionowanym liderem, najważniejszym zawodnikiem Wilków. Gdyby jednak wsłuchać się w głos prezesów innych klubów, niekoniecznie chodzi tutaj o Fogo Unię, to radość Doyle’a nie będzie trwała długo. Zachowanie zawodnika nie uszło uwadze działaczy. Wielu z nich zapowiada, że będzie go omijało szerokim łukiem. Dla wielu to, co zrobił, jest nie do zaakceptowania. Jeśli wierzyć prezesom, to w kolejnych latach Doyle może mieć duży problem ze znalezieniem nowej pracy. Jeśli zadomowi się w Krośnie i tam będzie chciał kontynuować karierę, to nie ma sprawy. Gorzej, gdy będzie zmuszony szukać innego pracodawcy. Doyle traktowany jak zakup wysokiego ryzyka Teraz Doyle jest traktowany, jako zakup wysokiego ryzyka. Każdy widzi siebie na miejscu Unii, która po numerze, jaki wyciął jej Australijczyk, musiała ratować się zatrudnieniem Grzegorza Zengoty. Przez zachowanie Doyle’a Unia jak nic będzie zamieszana w walkę o utrzymanie. Swego czasu na takiej czarnej liście prezesów miał się znaleźć Greg Hancock. Były już prezes PZM Andrzej Witkowski nawoływał do tego, by objąć Amerykanina ostracyzmem za to, że raz, czy dwa nie dojechał na ważne mecze swoich drużyn. Finalnie Hancock nigdy jednak nie został zgodnie przez wszystkich skreślony. Zawsze znalazł się ktoś, kto dał mu robotę. A po zakończeniu kariery Hancock został trenerem w Sparcie Wrocław. Tej samej Sparcie, którą zawiódł w sezonie 2004, bo wtedy nie dojechał na finał. Czytaj także: Kuszą trenera roku, a on nie chce podpaść żonie