5 do 10 tysięcy złotych. Tyle zostaje w portfelach zawodników startujących w lidze szwedzkiej po jednym meczu. 10 tysięcy dostają ci topowi, 5 średniacy. W przypadku jednych i drugich to są grosze. Dla takich pieniędzy nawet nie warto tłuc się do Szwecji. 10 razy mniej niż w PGE Ekstralidze Taki wyjazd do Szwecji byłby bardziej atrakcyjny, gdyby nie trzeba było ponosić kosztów. Żużlowiec te koszty jednak ma. Musi opłacić mechanika, prom, paliwo, może jakiś hotel, a do tego dochodzi amortyzacja sprzętu i części. Jakby nie to, wypłata byłaby naprawdę całkiem niezła. Jak na szwedzkie warunki oczywiście. Bo trudno stawiać znak równości między kwotą 25-30 tysięcy i przekraczającą grubo ponad 100 tysięcy stawką w polskiej PGE Ekstralidze. Ktoś mógłby zapytać, po co w ogóle zawodnicy, zwłaszcza ci najlepsi, jeżdżą w takiej lidze, jak szwedzka. To samo pytanie można by zresztą również postawić, gdy idzie o ligi duńską i angielską. Tam w portfelach gwiazd zostaje jeszcze mniej, a mimo to niektórzy chętnie latają na Wyspy. Testy i trening. To dlatego jeżdżą tam za grosze W każdym przypadku chodzi tylko i wyłącznie o dwie sprawy: mecz lepszy jest niż trening, a poza tym można przetestować różne sprzętowe rozwiązania. Żużlowcy chętnie to robią. Wielu z nich jeździ na rezerwowych silnikach, albo takich, którego dopiero co dostali od tunera i chcą je sprawdzić w warunkach bojowych. Przede wszystkim liczy się jednak możliwość startu i rywalizacji w czterech spod taśmy. Z treningu, gdzie zawodnik sam kręci się w kółko, nie ma żadnej frajdy. Nie ma żadnego punktu odniesienia. Co innego jazda w lidze. Szwedzi oglądają te same gwiazdy za drobne Gwiazdy już zaakceptowały fakt, że zarabiają głównie w polskiej lidze, a w tych pozostałych startują głównie z przyczyn szkoleniowych. Już jedna taka liga pozwala zachować odpowiedni rytm. Pieniądze schodzą w tej sytuacji na dalszy plan. Polska to rekompensuje. Mimo dramatycznie niskich stawek za rok, czy dwa także nie zabraknie tych największych gwiazd w Szwecji, Anglii czy Danii. Każdy będzie szukał swojej ligi na testy. Szwecja ma też ten plus, że tam nie ma takiej wielkiej presji, jak u nas. Można pojechać słabiej, nikt nie ma o to pretensji. Szwedzi to akceptują. Nie mają wyjścia. W końcu płacą raptem kilka milionów za coś, co polskie kluby kosztuje grubo ponad 100 milionów.