Łotysz świetnie spisał się w ostatniej rundzie Grand Prix w Toruniu. Zajął dobre, siódme miejsce, ale jak mówił po zawodach, miał apetyt na więcej. - Nie przeczytałem tego toru. Pomiędzy czwartą i piątą serią miałem sporą przerwę. Czułem, że coś jest nie tak, ale przywiozłem trójkę. To nieszczęsne czwarte pole zmyliło mnie i zrzuciłem wszystko na nie, choć miałem już zmieniać przełożenia i iść w drugą stronę. Powiedziałem sobie jednak "ok, udało mi się nie najgorzej wystartować z tego czwartego pola, przywieźć jedynkę", ale niestety wprowadziłem siebie w błąd. Powinienem był zrobić zmiany w swoim motocyklu i byłoby pewnie lepiej - analizował Łotysz. - Kolejna nauczka dla mnie, kończymy pozytywnie sezon w Grand Prix. Może nie tak, jak chciałem, nie tak, jak mi się śniło, że zakończę jazdę w cyklu euforią i sensacją, ale mam nadzieję, że - jak mówi moja żona - na wszystko przyjdzie czas. Będziemy ciężko na to pracowali. Cieszę się, że mam wokół siebie ludzi, którzy cały czas mnie wspierają i wierzą w moje umiejętności. Ja nie odpuszczę, będę cały czas pracował. Dopóki będę miał zdrowie, będę dążył do tego, żeby być w gronie najlepszych i reprezentować wysoki poziom - dodawał Lebiediew po zawodach w Toruniu. Lebiediew w Grand Prix z piekła do nieba Ten rok dla Lebiediewa w cyklu Grand Prix był bardzo różny. We Wrocławiu był szesnasty, w Toruniu po raz pierwszy w karierze awansował do półfinału. Co się zmieniło na przestrzeni półtora miesiąca? - Tak naprawdę nic się nie zmieniło. Miałem już półfinał w Malilli, ale pękł mi łańcuch i nie udało się ostatecznie awansować. Dużo zależy od głowy, od podejścia do takiego turnieju, jak się podjeżdża pod taśmę itd.. Bardzo dużo dał mi ten cykl, jestem niesamowicie zadowolony, że pojechałem te kilka rund. Bardzo fajnie, że tak się stało - mówił uradowany Łotysz. Dla Lebiediewa końcówka tego roku była bardzo dobra. W finale eWinner 1. Ligi był liderem Cellfast Wilków Krosno, dzień później zajął 4. miejsce w Zlatej Prilbie, a na koniec w Toruniu po raz pierwszy w życiu awansował do półfinału rundy cyklu Grand Prix. Wcześniej nie było tak dobrze. - Miałem kilka tygodni, kiedy przyszła inna pogoda i przyszła z nią zadyszka sprzętowa. Nie rozumiałem o co chodzi. Policzyliśmy, że od 3 września do rundy SEC w Pardubicach wygrałem tylko kilka wyścigów - wszędzie, bez podziału na rozgrywki - zdradził Andrzej Lebiediew. - Mówię sobie: coś robimy nie tak. To nie jest sprzęt, to my coś robimy źle. Po SEC-u w Pardubicach przerzuciliśmy przed meczem w Zielonej Górze wszystko do góry nogami. Taki ważny mecz, a ja w ogóle nie czułem się na siłach, więc zrobiliśmy to i to zaczęło funkcjonować. Pokazałem się z dobrej strony w Zielonej Górze, później dobry występ na Zlatej Prilbie, teraz tutaj. Znowu silniki pojechały, głowa odpuściła również. Za późno podjąłem tę decyzję co do sprzętu - podsumował Łotysz. Zobacz także: Amerykanie się do tego przyznali. Sportowa klasa nic nie znaczy Jeszcze zmieni zdanie? Nie potwierdza hitowego transferu Wie kiedy się postarać. Szwed wyciska co się da z systemu punktacji