Sytuacja miała miejsce po zakończeniu biegu szóstego. Niedługo po przekroczeniu linii mety, na wysokości przeciwległej prostej, Berntzon i Pawlicki prowadzili na torze żywiołową wymianę zdań. Wydaje się jednak, że więcej mówił wychowanek leszczyńskiej Unii, który miał pretensje za sytuację z pierwszego okrążenia. Goście dobrze wystartowali, dzięki czemu Gapiński znalazł się na prowadzeniu. Doświadczony żużlowiec wywiózł po starcie Piotra Pawlickiego, co chciał wykorzystać - i wykorzystał - Berntzon. Ofensywnie wyjechał z pierwszego łuku i zamknął bezpardonowo Pawlickiemu drzwi przy bandzie. Atak przyniósł efekt, bo Szwed znalazł się na drugiej lokacie, jednak długo się nią nie nacieszył, bo na początku drugiego okrążenia to Pawlicki był już górą. Choć wychowanek leszczyńskiej Unii wygrał ten wyścig, po jego zakończeniu nie omieszkał wyjaśnić sobie z Berntzonem sytuację z pierwszego okrążenia. Rozmowa obu panów zakończyła się kuksańcem ze strony Pawlickiego, wymierzonym w dolną część kasku Bertzona. Dyskusja trwała aż do zjazdu do parku maszyn, a nawet i tam. Do rękoczynów jednak nie doszło, bo strona ostrowska powstrzymywała Berntzona, a strona leszczyńska Pawlickiego. Berntzon już kiedyś się prawie bił Piotr Pawlicki nie pojawił się po meczu w strefie dla mediów, dlatego tylko Szwed opisał tę sytuację. - Nie wiem, co się stało. Było twarde ściganie, zamknąłem mu raz drzwi, nie spodobało mu się to, więc był na mnie zły po biegu. Ale później rozmawialiśmy w parku maszyn, wyjaśniłem mu, co się stało. Wydaje się, że wszystko między nami w porządku - komentował bezpośredni świadek i uczestnik zdarzenia, Oliver Berntzon. Dla Szweda ewentualna bójka nie byłaby pierwszą w parku maszyn. W zeszłym roku, na pożegnanie z cyklem Grand Prix, Berntzon wdał się w potyczkę z Matejem Zagarem, słoweńskim komandosem. Filigranowy Szwed odgrażał się, że gdyby nie ochrona, Zagar mógłby mieć poważny problem. Do sprawdzianu i weryfikacji jednak nie doszło, bo ochroniarze rozdzielili obu panów.