W 2022 żużlowcy pochodzący z Rosji nie mogli startować, w związku z czym "do wzięcia" byli też członkowie ich teamów, w wielu przypadkach osoby znane i doświadczone w środowisku żużlowym. Rafał Lewicki co prawda i tak miał co robić, bo jest współwłaścicielem sklepu z częściami w Bydgoszczy, ale chciał podtrzymać stuprocentową aktywność w branży i zdecydował się pomóc Kacprowi Worynie. I sezon był dla Woryny bardzo udany, co w dużej mierze było też zasługą Lewickiego. Spora część obserwatorów zastanawiała się, jak wyglądał moment, w którym Rafał Lewicki musiał odejść od Kacpra, bo do żużla wrócił Artiom Łaguta. Niektórzy wręcz pytali, kogo wybierze menedżer. - Kacper wiedział, że w momencie powrotu Artioma ja wracam do niego. Sytuacja była jasna. Niczego nie podpisywaliśmy, bo najważniejsze jest słowo. Z Artiomem zresztą mam podobnie - opisał Rafał Lewicki w rozmowie z Jackiem Dreczką. Mistrz świata wrócił do ligi, a czy wróci do GP? Powrót Artioma Łaguty i Emila Sajfutdinowa był jednym z najciekawszych wydarzeń zeszłego sezonu. Obaj pokazali, że bez nich liga bardzo traciła na atrakcyjności. I nie da się ukryć, że tracą też mistrzostwa świata. Wobec braku dwóch największych rywali, Bartosz Zmarzlik bawi się z resztą i wygrywa nawet nie uczestnicząc w każdym turnieju (nie pojechał w Vojens, bo został zdyskwalifikowany za nieprawidłowy kevlar). To o czymś świadczy. Brak mu konkurencji. Stąd też kibice często piszą, co mógłby się wydarzyć, gdyby w cyklu ponownie jeździli dwaj wyżej wymienieni. Nikt nie mówi, że Zmarzlik straciłby miano najlepszego żużlowca świata, ale na pewno miałby dużo większe problemy ze zdobywaniem złota. Dwa lata temu przecież Łaguta okazał się lepszy i mimo wszystko dość nieoczekiwanie to on został mistrzem świata. Obecnie Grand Prix jest teatrem jednego aktora i to zwyczajnie zaczyna się nudzić.