- Teraz zapalę sobie marihuanę. Potem jakaś sauna, masaże i wracam do oktagonu. Żużel mam w sercu, ale MMA jeszcze bardziej - mówił Dominik Tyman po ostatniej walce w klatce, którą wygrał. Pokonał rywala przez duszenie. Za pierwszą walkę Tyman zarobił 5 tysięcy Za pierwszą walkę, choć przegraną, Tyman zarobił 5 tysięcy. Drugą stoczył za darmo, bo nikt nie chciał za to zapłacić, nie było zapotrzebowania. Marcin Najman wpisał go do karty walk, bo żal mu było chłopaka. Tyman sam znalazł sobie rywala, był nim Krystian Stefanów (żużlowiec Unii Tarnów), i rozprawił się z nim w 28 sekund. Kolejne walki już jednak nie było. Najman, który zorganizował Tymanowi dwie wcześniejsze dziś nie chce się na jego temat wypowiadać. Na wezwania Tymana nie odpowiada też Edward Mazur, z którym stoczył on pierwszą, przegraną walkę. - Dziwny jest, nie odbiera telefonów. Nic do niego nie mam, chcę tylko rewanżu - przekonywał Tyman, którego bilans w klatce zamyka się, jak na razie, na jednej wygranej i jednej porażce. Wychodzi na to, że choć MMA Tyman kocha bardziej niż żużel, to jednak teraz musi znowu próbować szczęścia na torze. Czy coś z tego będzie? Kiedy wchodził do żużla, były już wiceprezes ROW-u Rybnik Maciej Kołodziejczyk mówił: to będzie drugi Rafał Szombierski. Trudno przypuszczać, że Tyman zbawi Motor Na sam dźwięk nazwiska Szombierski kibiców przeszły dreszcze. Ostatnio głośna była sprawa wypadku samochodowego, jaki Szombierski spowodował, jadąc po pijaku, w którym ucierpiała pani Beata Leśniewska. Szombierski odsiaduje zresztą wyrok 9 lat i 4 miesiące więzienia. Dla wielu Szombierski, to jednak przede wszystkim największy talent, jaki pojawił się w ROW-ie na przełomie wieków. Szombierski miewał przebłyski, wygrywał z najlepszymi, ale ogólnie swój talent rozmienił na drobne. Tyman na razie nie miał żadnych przebłysków, niczego spektakularnego nie osiągnął. Jego odwaga na nic się jak dotąd nie przełożyła. Nikt już dawno nie widział go na torze, a w ROW-ie już dawno stracili do niego cierpliwość. Trudno powiedzieć, co chce osiągnąć mistrz Polski z Lublina zatrudniając Tymana. To wygląda niczym akcja-desperacja klubu, który ma tylko jednego dobrego młodzieżowca i rozpaczliwie szuka juniorów. Bardzo wątpliwe, by Tyman zbawił Motor. Czytaj także: Gorzka refleksja działacza. Prezesi są ślepi, zawodnicy kłamią