Duńczyk zaliczył kapitalny sezon 2020. Imponował szarżami pod bandą i dość nieoczekiwanie był jednym z najlepszych żużlowców całej ligi. Nie schodził poniżej pewnego poziomu i to w dużej mierze jemu Polonia zawdzięcza utrzymanie, wywalczone w bardzo szczęśliwych okolicznościach. Kolejny rok jednak dla Lyagera taki dobry już nie był i nie chodzi tylko o względy sportowe. Oczywiście widoczne gołym okiem były gorsze występy tego żużlowca, ale nie były one aż takie kiepskie, by obarczać go winą za brak awansu drużyny do fazy play-off. Lyager cały sezon 2021 jeździł dziko, często w mało przemyślany sposób. Potrafił spowodować upadek kolegi. Do takiego upadku doszło właśnie podczas meczu w Gnieźnie, kiedy to jadący kaskadersko Lyager przewrócił Wadima Tarasienkę. Rosjanin był wściekły, zaczął jeszcze na torze wymachiwać rękami w kierunku kolegi z zespołu. Widać było, że jest naprawdę zdenerwowany. Lyager przepraszał, ale fakty są takie, że kolejny raz w głupi sposób stracił punkty. Sytuacji z jego upadkami - wynikającymi z niepotrzebnej brawury - było więcej. Mało tego - Lyager jest z rocznika 1997, który od przyszłego roku nie będzie już mógł jeździć jako U-24. To był kolejny powód ku temu, by z Duńczyka zrezygnować. Miedziński, czyli z deszczu pod rynnę Jeśli Polonia chciała na przyszły sezon znaleźć kogoś bardziej stabilnego pod względem panowania nad motocyklem, to chyba wybrała niezbyt dobrze. Choć Adrian Miedziński często narzeka na łatkę, jaką przypięło mu środowisko żużlowe, to nie sposób podchodzić do tego żużlowca inaczej. Statystyki jasno pokazują, że w ciągu ostatnich lat jest to żużlowiec notujący zdecydowanie najwięcej upadków i wykluczeń. Nikt nie odbiera mu umiejętności, bo takowe mistrz świata i zwycięzca turniejów GP mieć przecież bezwzględnie musi. Problem leży prawdopodobnie w zbyt dużej ambicji. Miedziński jednak ma już 36 lat, więc skoro nie okiełznał tego do tej pory, to raczej już tego nie zrobi. Nadzieją dla Polonii może być to, że był w karierze Miedzińskiego okres, w którym wyraźnie się wyciszył. Chodzi o czas spędzony we Włókniarzu Częstochowa. Wielu obserwatorów dopatrywało się związku pomiędzy zmianą klubu a zmianą stylu jazdy żużlowca. Mówiono, że będąc z dala od Torunia, lepiej radzi sobie z presją. Być może coś w tym było, bo rzeczywiście Miedziński jeździł inaczej. Nie miał tylu upadków. Pytanie, czy odległość 40 kilometrów dzieląca Bydgoszcz od Torunia da Miedzińskiemu poczucie mniejszej presji i co za tym idzie, wpłynie na rzadsze upadki. W Bydgoszczy bardzo na niego liczą, bo jest jednym z najważniejszych żużlowców w składzie drużyny, która urosła do miana głównego faworyta ligi.