Środowisko żużlowe po raz pierwszy o Łotyszu usłyszało w 2011 roku, kiedy to jako 16-latek ze świetnej strony pokazywał się w zawodach rozgrywanych w jego ojczyźnie. Do tego momentu żużel na Łotwie oparty był o Kjastasa Puodżuksa i Maksima Bogdanowa. Pojawiało się coraz więcej zawodników, ale żaden specjalnie nie zachwycał. To co wyprawiał na torze nastoletni Lebiediew, budziło wielki podziw i momentalnie przełożyło się na zainteresowanie innych ośrodków. Było widać, że ten chłopak ma papiery na żużlowca. Wiosną 2013 roku przyjechał wraz z Lokomotivem na sparing do Bydgoszczy. Polonia wcześniej poważnie rozważała transfer Lebiediewa, a on swoim występem tylko potwierdził, że taki ruch miałby sens. Nawet gdy gorzej wystartował, ośmieszał na trasie miejscowych żużlowców. Z łatwością wyprzedzał np. doświadczonego Roberta Kościechę. - Nigdy wcześniej nie miałem okazji startować w Bydgoszczy. Bez próby toru, od razu wyjechałem i wygrałem wyścig, więc wszystko ok. Bardzo pasuje mi taka nawierzchnia, można walczyć na całej szerokości - mówił dla WP po zawodach, sprawiając że w Bydgoszczy mogli jeszcze bardziej żałować. Przyszła pora na Europę Świetna postawa Lebiediewa nie umknęła działaczom, którzy zaprosili go do udziału w GP Łotwy. Wcześniej takowe zaproszenia dostawali Puodżuks czy Grigorij Łaguta. Liczono, że Lebiediew będzie w stanie włączyć się nawet do walki o zwycięstwo, mimo młodego wieku i zerowego doświadczenia w cyklu. Występy w łotewskich turniejach były jednak dla niego rozczarowujące i pokazały, że mimo ogromnego talentu, jeszcze musi trochę pojeździć, by móc rywalizować w tak mocnej obsadzie. Tak czy inaczej, coraz większe było zainteresowanie Lebiediewem ze strony klubów ekstraligowych. Mało kto wyobrażał sobie, by chłopak mający średnią biegopunktową grubo powyżej 2,000 mógł startować na zapleczu. Zawodnikowi było jednak w Daugavpils dobrze, wszystko miał pod ręką i nie musiał niczego zmieniać. Odejście do polskiego klubu wiązałoby się z ogromną ilością dalekich wyjazdów, choćby na treningi. Już będąc żużlowem Lokomotivu przecież tych kilometrów na mecze robił mnóstwo. Falstart w PGE Ekstralidze i wielki sukces w SEC W 2017 roku Lebiediew pokazał się w PGE Ekstralidze w barwach Betardu Sparty Wrocław. Zaliczył raczej słaby sezon, bo osiągnął średnią 1,523. Nie tego się po nim spodziewano. Tym bardziej, że był już niemal 23-letnim, ukształtowanym żużlowcem. Z 65 biegów wygrał zaledwie dziesięć. Traktowano go jednak ulgowo, bo przecież dopiero uczył się najlepszej ligi świata. Nikt nie miał do niego większych pretensji. To, czego nie udało mu się zrobić w lidze, zrobił w SEC, osiągając swój największy sukces w dotychczasowej karierze. Złoto zawodów tej rangi miało dla Łotwy oznaczać początek czegoś wielkiego w światowym żużlu, ale niespecjalnie przełożyło się to na zainteresowanie speedwayem w tym kraju. Sam Lebiediew także nie wykorzystał jakoś bardzo tego sukcesu. Do Grand Prix nie trafił, a jego forma zaczęła być sinusoidalna. Katastrofa i powrót do 1. Ligi Sezon 2018 dla Lebiediewa był już istnym koszmarem, jeśli chodzi o starty w PGE Ekstralidze. Był jednym z najsłabszych seniorów, co przełożyło się na odstawienie go od składu i problemy mentalne, o których sam mówił. Widać było, że nie ma sensu, by dalej się męczył. Choć patrząc na poprzednie lata, mogło być to zaskoczeniem, ale Lebiediew po prostu nie poradził sobie z tym wyzwaniem. Być może wbrew pozorom nie był jeszcze na nie gotowy. Wrócił więc do Daugavpils, gdzie znowu robił furorę. Dał sobie jeszcze jedną ekstraligową szansę, ale tym razem przegrał z pechem. Podpisał umowę w Rybniku i już na początku sezonu podczas meczu w Grudziądzu doznał poważnej kontuzji, do której przyczynił się kolega z drużyny. Lebiediew stracił dużą część sezonu. Gdy wrócił, jeździł nierówno. Na kolejny rok zdecydował się podpisać umowę w Krośnie, co było świetnym rozwiązaniem. Lebiediew był jednym z najlepszych żużlowców pierwszoligowej rewelacji. Ojciec i biznesmen Mówi się często, że klasa sportowa zawodnika spada, gdy rodzi mu się dziecko. U Andrzeja jednak tego nie widać. Wraz ze swoją partnerką doczekali się już dwojga dzieci i w żaden sposób nie wpłynęło to na postawę zawodnika na torze. Potrafi połączyć role, co nie każdemu nie udaje. A ojciec i żużlowiec to nie są jedyne funkcje, jakie w życiu pełni 27-letni zawodnik. Od kilku lat jest właścicielem knajpy Yoggi Bear, znanej w Daugavpils. W tym lokalu często zatrzymują się kibice przyjeżdżający tam na zawody. Wielu liczy, że obsłuży ich sam zawodnik. Lebiediew na co dzień jednak bywa tam raczej sporadycznie, ale zdarza mu się przy większym obłożeniu wspomóc swoich pracowników. Godne docenienia jest to, że Łotysz prawdopodobnie nie jest jeszcze nawet w połowie swojej kariery, a już zabezpiecza przyszłość.