Niels Kristian Iversen to jeden z zawodników, o których bez grama przesady można napisać „legenda”. 10 lat spędzonych w cyklu Grand Prix, brąz indywidualnych mistrzostw świata z sezonu 2013 i gablota pełna medali zdobytych z reprezentacją Danii mówią same za siebie. Niestety, w ostatnich latach zawodnik wyraźnie spuścił z tonu. Na skutek licznych kontuzji poziom jego jazdy zaczął drastycznie spadać. Wreszcie, po sezonie 2020 pożegnano się z nim w ekstraligowej Moje Bermudy Stali Gorzów, której barw bronił przez 8 sezonów (z dwuletnią przerwą na starty w Toruniu).Zaawansowana metryka nie ułatwiała mu działań na rynku transferowym. Nie znalazł dla siebie pracodawcy w najwyższej klasie rozgrywkowej i zmuszony był podpisać umowę z pierwszoligową Unią Tarnów. Niewiele brakowało, by ta decyzja stała się ostatnim gwoździem do trumny, w której spoczęłaby jego piękna kariera. Iversena nie opuściły problemy zdrowotne, a co gorsza zaczęły go spotykać również inne komplikacje. Były one związane z kłopotami finansowymi i organizacyjnymi tarnowskiej drużyny. Duńczyk odjechał z Jaskółką na piersi zaledwie 34 wyścigi i zakończył sezon z fatalną średnią 1,765 punktu na bieg. Niels Kristian Iversen miał iść na rentę Kibice zaczęli wróżyć mu koniec kariery. Nie ma w tym nic dziwnego, w czerwcu Iversen skończy już wszak 40 lat. - Czas na rentę – niewybrednie żartowali złośliwcy nawiązując do licznych kontuzji żużlowca. Ostatecznie Duńczyk podpisał kontrakt z Orłem Łódź, ale raczej nie spodziewano się, by miał w ogóle zadebiutować w tym zespole. Podstawowymi obcokrajowcami zespołu na papierze wydawali się być Timo Lahti i Brady Kurtz. Iversenowi już podczas przedsezonowych treningów udało się wygryźć ze składu Fina. Orzeł Łódź ma za sobą 3 spotkania ligowe, w każdym z nich wystąpił 40-letni Duńczyk. Co więcej, jest on jednym z głównyh liderów w pierwszoligowca. Imponuje nie tylko błyskawicznymi startami, ale i piękną jazdą na dystansie. Pokazał jej próbkę choćby w jednym z ostatnich biegów, gdy Matej Zagar próbował wywieźć go niemal w płot, ale on nie zamknął manetki gazu i dojechał do mety na pierwszym miejscu. Klasa!Niels Kristian Iversen znów jest szybki i PUKa do czołówki zaplecza. Raczej nic nie zwiastuje jego powrotu do najlepszej ligi świata, ale – jak pokazuje swoją fenomenalną formą w ostatnich spotkaniach – nie można stawiać kreski na jego szansach. Miał przecież kończyć karierę i zająć się kurowaniem pogruchotanych kości.