Kołodziej to człowiek, który w środowisku żużlowym jest już bardzo długo. Za rok skończy 40 lat i śmiało można nazwać go jeżdżącą legendą. Wielokrotnie był mistrzem Polski, drużynowym mistrzem świata, wygrał na torze mnóstwo. Stronił jednak zawsze od kontrowersji, był nietypowym, bo "grzecznym" żużlowcem i taki też jest do teraz. To z kolei daje mu szacunek u innych, bo zachowanie poza torem przekłada się na torowe. Trudno przypomnieć sobie jakąkolwiek groźną sytuację zawinioną przez Kołodzieja właśnie. Podczas wywiadu po SEC w Guestrow, Polak jak na siebie, powiedział jednak coś bardzo mocnego. Kołodziej stwierdził, że żużel jako dyscyplinę widzi w czarnych kolorach. Do końca nie wiemy co miał na myśli, ale zdecydowanie nie jest trudno zgadnąć. Niemal pewne jest, że odnosił się choćby do ostatniej afery z IMP w Krośnie. Doszło tam do wielkiej żenady, a winę próbowano zrzucić wyłącznie na zawodników. Sugerowano, że oni po prostu nie chcieli jechać. Skoro on już ma dość, to co dopiero inni? Jeśli Kołodziej głośno mówi takie rzeczy, można mieć przypuszczenie graniczące z pewnością, że u wielu jego kolegów z toru są podobne wnioski, tylko na razie o tym nie mówią. Zresztą zmęczeni tym wszystkim są już też kibice, bo często to oni są ofiarami całej sytuacji. Wielu pokonało w niedzielę tydzień temu mnóstwo kilometrów, by dotrzeć do Krosna. Potem wzięli nocleg, co wiązało się z kosztami. Ostatecznie zostali jeden dzień dłużej na darmo, bo zawodów i tak nie było. Podobnych historii jak wiemy w żużlu jest mnóstwo. Afera goni aferę, a do takich rzeczy dochodzi nawet zimą, gdy teoretycznie w tym sporcie nic się nie dzieje. Znamy już jednak słynne bitwy o zawodników, uściski dłoni, zdjęcia w koszulkach klubowych. W tym środowisku cały czas coś się dzieje, tylko że niestety przeważnie są to rzeczy negatywne. I absolutnie nie można się dziwić, że męczy to już nawet samych żużlowców.