Popelina do kwadratu w Cardiff W piątek najdobitniej przekonaliśmy się, ile znaczy dla Abramczyk Polonii super junior - Wiktor Przyjemski. Jak bydgoszczanie pielęgnowali przewagę nad Zdunek Wybrzeżem w wyścigach z jego udziałem. Polonia na plecach tego rewelacyjnego nastolatka wjechała do półfinału i ma najpoważniejsze atrybuty, żeby awansować do PGE Ekstraligi. Zwykło się mawiać, że najlepsze kluby piłkarskie zaczynają budowanie swoich składów od obrony. W żużlu utarł się slogan, pokaż mi, jakich masz młodzieżowców, a powiem ci, co osiągniesz. Przyjemski, to potężny kapitał całej Polonii. Wokół tego chłopaka można ubierać całą narrację w zakresie powrotu tego utytułowanego ośrodka na salony. W tym względzie, inne kluby ostrzące sobie zęby na elitę, czyli Cellfast Wilki i Stelmet Falubaz mają ogromny deficyt. Często jest tak, że gwiazdy pytają prezesów przy negocjacyjnym stole, kto będzie z nimi występował w zespole. Wartościowy junior jest w tej sytuacji bezcenną kartą przetargową, posiadanie takowego ułatwia ściągniecie "armaty". Topowi żużlowcy zdają sobie sprawę, że utalentowany młokos po tej samej stronie barykady, to klucz do tytułów, większej liczby meczów, a co za tym idzie większej kasy. Będę trochę, jak ta zdarta płyta, która zacina się przy regularnym "katowaniu". Obserwowanie tegorocznych turniejów Grand Prix, to masochizm w czystej postaci. Kiedy wydaje się, że nic już nie jest w stanie cię zaskoczyć, wpada takie Cardiff i znów łapie cię obrzydzenie do tej pięknej dyscypliny. Sporo ludzi obraża się na mnie, bo jadę bez trzymanki, ale nazywajmy rzeczy po imieniu, to był kolejny odcinek pod roboczym tytułem profanacja żużla, albo popelina do kwadratu. Na torze dziurawym jak najlepsze szwajcarskie sery, zawodnicy którzy są wirtuozami w tej profesji, spadali z motocykli. Zacierałem ręce na fajne ściganie, a w sobotni wieczór nie miałem absolutnie żadnej przyjemności z oglądania GP. Straciłem trzy godziny przed telewizorem, a odbiornik wyłączałem z poczuciem dużego niesmaku. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że pół cyklu pod egidą nowych promotorów za nami, my ciągle nie za bardzo wiemy, kto tam pociąga za sznurki i kogo powinno się pociągnąć do odpowiedzialności za ułożenie tak trefnej i pełnej pułapek nawierzchni. Cardiff, to nie był przecież wypadek przy pracy, czy jednorazowy wyskok. Co Woffindenowi strzela do głowy? Na szczęście reprezentanci Polski zrobili swoje. Bartek Zmarzlik i Patryk Dudek stanęli na podium. Jeden pewnie zmierza po trzecie w historii złoto IMŚ, a drugi włączył się do gry o medal. Właśnie dlatego wychowanek Falubazu Zielona Góra ogłaszał po spadku macierzystej drużyny, wszem i wobec swoje pozostanie w PGE Ekstralidze, a jako główny powód podawał chęć nie stracenia kontaktu z czołówką światową. Bartek jest regularny do bólu, parafrazując hasło jednego z ekstraligowych klubów, bez fajerwerków, ale idzie ostro po swoje. Na swojej ojczystej ziemi wygrał Daniel Bewley. Jestem fanem talentu tego rudowłosego brylantu z Wielkiej Brytanii. Żużlowiec Betard Sparty ma dopiero dwadzieścia trzy lata, ale to jaką z powodu ciężkich kontuzji zdążył już przejść gehennę w swojej krótkiej karierze i mimo to nie złamał się, budzi podziw. Trudno rozgryźć Taia Woffindena. W lidze klocki poukładał, ale w GP, to nadal cień dawnego mistrza. Trzykrotny czempion globu raczej nie utrzyma się w szóstce i za chwilę będzie musiał pukać do szefów cyklu, żeby ci przyznali mu stałą dziką kartę na sezon 2023. Woffinden jest świeżo po urazie, z turnieju wycofał się już po trzech seriach, a jako powód podano kłopoty z oddychaniem. W transmisji podano też, że Tai miał szatański pomysł, aby zjechać na prezentacje spuszczając się na linie niczym Ninja. Rozumiem, że Woffinden jest showmanem, lubi nakręcać klimat wokół siebie i takie widowisko w świątyni brytyjskiego speedwaya byłoby zapamiętane na długo, ale niech ktoś mi wytłumaczy, co legendzie strzela do głowy? Takie "zabawy" są ryzykowne dla zdrowego człowieka, a co dopiero dla gościa, który sygnalizuje, że nie jest w pełni sił. Tai ostatni czasy pokazuje dwie twarzy, ciężko za nim nadążyć, a to powoduje duży dysonans, bo w gruncie rzeczy nie skupia się na tym, co najważniejsze, czyli rywalizacji sportowej.