Miedziński miał w karierze ponad 150 upadków w różnego rodzaju zawodach. Ostatniego omal nie przypłacił życiem. W Zielonej Górze zaliczył paskudny upadek, zahaczając o Maksa Fricke'a i razem z rywalem huknął o tor. Walczył o życie, był w śpiączce farmakologicznej. Miał poważny uraz mózgu, a rokowania naprawdę nie były dobre. Błyskawicznie jednak doszedł do siebie i teraz w zasadzie funkcjonuje już normalnie. Pojawia się pytanie, czy wróci na tor. On sam tego nie wykluczył. Wykluczyli za to lekarze w przypadku jego kolegi po fachu, Jordana Palina. Młody zawodnik miał krwiaka mózgu i na chwilę obecną ma zakaz jazdy na żużlu. Dodajmy, że to jego pierwszy tak poważny uraz głowy. Miedziński miał ich kilka, a w całej karierze zaliczył więcej upadków niż wielu żużlowców razem wziętych. Zapewne należałoby się zastanowić nad tym, czy ten ewentualny powrót na pewno jest dobrym pomysłem. Czy ktoś powie "nie"? Dopóki Miedziński nie będzie miał poważnych zdrowotnych przeciwskazań, będzie dostawał zgodę na starty. Problem w tym, że nie wszystko wychodzi w badaniach. U zawodnika widać wyraźne problemy z panowaniem nad motocyklem, co może mieć np. związek z zaburzeniami błędnika. Miedziński po niektórych upadkach zachowywał się dziwnie. Kiedyś w Bydgoszczy aż wystraszył lekarzy, gdy próbował wstać i od razu tracił równowagę. Widok był przerażający. A na decyzję żużlowca czekają oczywiście niektóre kluby, które choć dementowały to w oficjalnych wypowiedziach, były zainteresowane Miedzińskim. I zapewne będą też wiosną, gdy pojawią się pierwsze potrzeby wzmocnienia składu, bo ktoś będzie zawodził. Wówczas wystarczy jeden udany trening i ktoś tak utytułowany jak Miedziński na pewno zostanie wystawiony do ligowego składu. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata