Finowie w żużlu to nacja kojarzona raczej z niezbyt wysokim poziomem sportowym i półamatorskimi zawodami. W tym kraju jest jednak kilku całkiem niezłych żużlowców. Od lat w szerokiej światowej czołówce jest Timo Lahti. Rok temu wyskoczył nagle Timi Salonen, a następnie Antti Vuolas. Cała trójka jest już znana międzynarodowo i potrafi wygrywać z bardzo dobrymi rywalami. Ale nie tylko oni potrafią to robić. W Finlandii jest też Jesse Mustonen. 28-letni zawodnik ma dość kojarzone w Europie nazwisko, bo na żużlu jeździ już od wielu lat. Do tej pory nie był w stanie jakoś szerzej zaistnieć, ale zwróćmy uwagę na to, że w polskiej lidze tak naprawdę nikt go nie dostrzega. Tymczasem Mustonen w Szwecji oraz turniejach międzynarodowych udowadnia, że ma spory potencjał. Świetnie wypadł chociażby podczas półfinału mistrzostw Europy par w Varkaus, który rozegrano w sobotę. On jest gotowy, ale czy Polska jest gotowa na niego? Po zawodach w Finlandii porozmawialiśmy z Mustonenem na temat tego, czy chciałby spróbować swoich sił w Polsce. - Oczywiście. Do tej pory nie miałem okazji by mocniej w Polsce zaistnieć. A ja potrafię jeździć. To nie jest tylko ten jeden turniej w Varkaus. Zobaczcie, z kim regularnie wygrywam w Szwecji - zauważył. Sprawdziliśmy to. Rzeczywiście, Mustonen bez problemu pokonuje nawet pierwszoligowych rywali. Problemem jest dla niego już nieco zaawansowany wiek, bo za rok skończy 29 lat. W żużlu to niby jeszcze nic, ale mało kto byłby w stanie zaufać prawie 30-letniemu Finowi z ubogim CV. Szansą dla Mustonena mogłoby być dołączenie do ligi takich ośrodków, jak Świętochłowice czy Kraków. Z pewnością tam będą szukać składu, który na początek nie będzie zbyt drogi, a pozwoli wrócić do ligowego ścigania już na stałe.