ROW miał sporą szansę odrobić stratę z pierwszego meczu, bo Wybrzeże w zasadzie ledwo wystawiło skład. Kontuzje wciąż leczą Jakub Jamróg i Adrian Gała, więc w Rybniku goście stawili się z zastępstwem zawodnika oraz Piotrem Gryszpińskim. Trzon zespołu stanowili Timo Lahti, Rasmus Jensen i Wiktor Trofimow. I właśnie postawa tej trójki spowodowała, że przez długi czas ROW nie mógł być pewien zwycięstwa. Gospodarze przypieczętowali to dopiero w końcówce, ale bonus i tak pojechał do Gdańska. - Z czego tu się cieszyć? No jeszcze brakowało, żebyśmy przegrali. Przecież Wybrzeże przyjechało do nas w trójkę. Bonus był absolutnie do zrobienia. Obyśmy nie żałowali tej straconej szansy. Na szczęście Gniezno przegrało w Krośnie, bo mogliśmy już teraz być jedną nogą w 2. Lidze - pisał pan Marek, kibic ROW-u. - O tym sezonie chcę jak najszybciej zapomnieć. Niby na papierze źle to nie wygląda, ale w praktyce jest kiepsko. Mam nadzieję, że wykorzystamy sprzyjający terminarz. Spadku sobie nie wyobrażam - dodał pan Rafał. Nie mogą tego zmarnować ROW ma teraz przed sobą dwa kluczowe starcia. Pojedzie do Landshut, gdzie bezwzględnie musi zdobyć jeden punkt. Ma dużą zaliczkę z pierwszego meczu. Następnie podejmie u siebie Orła Łódź. I to będzie najpewniej spotkanie najważniejsze, bo być może wówczas jeszcze łodzianie także nie będą pewni utrzymania. To jednak mało realne, bo mają przed sobą domowy mecz ze Startem Gniezno. A tenże Start to w tej chwili główny "faworyt" do spadku. Jadą do wspomnianej Łodzi i jeśli nie wygrają, staną dosłownie nad przepaścią. Pozostanie im mecz u siebie z Falubazem Zielona Góra, jedną z najmocniejszych ekip w lidze. Spadkowicza z PGE Ekstraligi da się pokonać, co udowodniło ostatnio choćby Wybrzeże. Niemniej gdańszczanie jadą obecnie znacznie lepiej niż ROW i Start, I zapewne Rybnik lub Gniezno będzie za rok ośrodkiem drugoligowym.