Mecz Abramczyk Polonii z Aforti Startem miał status zagrożonego. Dzień przed zawodami padało. Spotkanie finalnie zostało odwołane. Jeśli złożymy wszystko w jedną całość, to można by napisać, że nic się nie stało. Nie ulega jednak wątpliwości, że to spotkanie mogło odbyć się w terminie, gdyby lepiej zachował się komisarz Jacek Krzyżaniak. Jacek Krzyżaniak zmarnował trzy godziny Goście wyjeżdżając w minioną niedzielę z Bydgoszczy, mówili wprost, że o to, co się stało, nie mają pretensji do Polonii, lecz do osób funkcyjnych. Krzyżaniak w niedzielę od 8 rano był na torze, ale nie zrobił nic. I to pomimo tego, że w niektórych miejscach stała woda. Aż się prosiło, żeby ją zgarnąć. Działania podjęto jednak dopiero po godzinie 11.00. Dopiero wtedy ruszyły prace na torze. Zmarnowano trzy godziny, dzięki którym można było doprowadzić tor do stanu używalności. Krzyżaniak, zamiast działać i pozwolić gospodarzom na prace torowe zmarnował trzy godziny. Z naszych ustaleń wynika, że o tym, co się dzieje, nie poinformował swoich przełożonych. Centrala o tym, że w Bydgoszczy coś jest nie tak, dowiedziała się dopiero o 11, kiedy zadzwonił sędzia Ryszard Bryła. To on kazał robić tor, ale wtedy było już za późno. Krzyżaniak powinien się uczyć od Fiałkowskiego Postawa Krzyżaniaka kontrastuje z tym, co widzieliśmy kilka dni wcześniej na IMP Challenge w Gdańsku. Tam też padało, ale ekipa z przewodniczącym jury Zbigniewem Fiałkowskim na czele sprawnie ogarnęła temat. Zawody pojechały. W Bydgoszczy tylko zmarnowano czas zawodników i kibiców, którzy przyszli na zawody, a wracali do domu po obejrzeniu nieprzygotowanego toru. W przeszłości komisarz Krzyżaniak miał już wpadki. Kiedyś w Zielonej Górze zarządził prace po swojemu. W ogóle nie słuchał gospodarzy, którzy potem mieli postępowanie dyscyplinarne. Uratowali się od większych kar wyłącznie dlatego, że Krzyżaniak wydał swoje polecenia na piśmie i te dowody zostały przedstawione.