Tegoroczny cykl Grand Prix zaczął się wybornie dla Bartosza Zmarzlika. Polak wygrał pierwszą rundę w Landshut łącznie z ekstra punktami w kwalifikacjach. Wydawało się, że w ten oto właśnie sposób zacznie pewny marsz po szósty w karierze tytuł. Dwa tygodnie później perspektywa nieco się zmieniła. Wszystko za sprawą kiepskiego w jego wykonaniu turnieju w Warszawie, po którym stracił prowadzenie na rzecz Brady'ego Kurtza. Australijczyk ma w klasyfikacji pięć punktów przewagi. Grand Prix Czech w Pradze. Zmarzlik faworytem Warszawa po raz kolejny okazała się nieszczęśliwa dla Bartosza, chociaż tak słabego wyniku w historii tego turnieju jeszcze nie zanotował. Nic więc dziwnego, że w obliczu świetnej dyspozycji Kurtza pojawiły się znaki zapytania, czy aby Australijczyk dość niespodziewanie nie pokrzyżuje Polakowi drogi po kolejny tytuł. - To, że w Warszawie mu nie poszło o, niczym jeszcze nie świadczy. W tym roku mamy w kalendarzu dziesięć turniejów, więc za nami dopiero dwa - przekonuje w rozmowie z Interią Zbigniew Rozkurt, były żużlowy działacz a obecnie ekspert. - Australijczyk jest dobry, ale przejechał do tej pory tylko dwa turnieje. W Warszawie mu wszystko pasowało, bo to był tor skrojony do jego możliwości, a Zmarzlik zawsze miał tam problemy. W Pradze zaś mamy klasyczny, długi tor, na którym można się rozpędzić. To mistrzowi świata odpowiada. Takich warunków w stolicy na tym bardzo krótkim torze nie było i się męczył. Za Bartoszem w Pradze przemawiać będzie doświadczenie - dodaje. Poza wszystkim Zmarzlik po turnieju w Warszawie był wyraźnie podrażniony. W ciemno można założyć, że w Pradze zrobi wszystko, aby odbić sobie ostatnie niepowodzenie i wrócić na fotel lidera. - Spokojnie, za nami dopiero dwie rundy - w takich słowach zwrócił się do dziennikarzy po nieudanej dla siebie rundzie na Stadionie Narodowym. Problemy Zmarzlika tylko przejściowe? - A ja chce zwrócić uwagę na to, że Zmarzlik to absolutny wyjątek w dzisiejszym żużlu. To zawodnik, który w ostatnich latach poza Artiomem Łagutą nie miał realnego rywala. On jest tak równy i powtarzalny, że wcale nie musi wygrywać każdego turnieju, aby na koniec cyklu być mistrzem świata - przekonuje nas Rozkrut, którego faworytem do złota ciągle pozostaje Polak. Oczywiście pod warunkiem, że będą omijać go kontuzje, które mogą wszystkie plany wywrócić do góry nogami. - Dodam, że jestem bardzo zadowolony, że znalazł się ktoś, kto może realnie zagrozić Zmarzlikowi. Mnie się nie podoba to, że brakuje realnej rywalizacji, bo to nigdy nie jest dobre. Uważam, że nic strasznego by się nie stało, gdyby ktoś inny niż Bartosz zdobył tytuł mistrza świata w tym roku. Mówię to z perspektywy całej dyscypliny. W Pradze natomiast będzie mnie interesować rywalizacja Zmarzlika z Kurtzem. Gdybym miał postawić na jednego, to wybór padłby na Polaka. On ma większe doświadczenie - zakończył nasz rozmówca.