Samo nazwisko Hancock znaczy dla żużla tak wiele, że ktokolwiek mający takie dane w dokumentach i próbujący swoich sił w tym sporcie, zawsze wzbudzi duże zainteresowanie. Wilbur Hancock ma 16 lat i jest u progu swojej kariery, pilotowanej przez ojca, jednego z najlepszych żużlowców w historii. Chłopak zdradza symptomy posiadania talentu do speedwaya, choć na razie jest bardzo rozsądnie "trzymany w ryzach" przez Grega. Kilka dni temu Wilbur wystartował w zawodach "King of Kern", które odbyły się na torze w Bakersfield. Zajął w nich bardzo dobre, czwarte miejsce. Nie pokonał co prawda żadnego znanego rywala, bo ci kojarzeni w Europie znaleźli się przed nim. Mowa o Luke'u Beckerze, Maksie Rumlu i Brocu Nicolu. W stawce Hancock był jednak zdecydowanie najmniej doświadczony i pokonanie tylu rywali może być dla niego sporym sukcesem. Wilbur Hancock chce być jak ojciec i jeździć w Sparcie Polskie kluby wielokrotnie decydowały się już na ściąganie mało znanych, ale rzekomo utalentowanych nastolatków z zagranicy. Z różnym zresztą skutkiem, bo nie każdy ostatecznie był w stanie przebić się w polskiej lidze. Jako że Wilbur Hancock ma po pierwsze nazwisko, a po drugie prawdopodobnie geny swojego ojca, wzbudza duże zainteresowanie klubów. Wszyscy liczą na to, że nawiąże do jego wielkich osiągnięć. Sam zawodnik ostrożnie wypowiada się na temat swoich startów w Polsce. Ostatnio udzielił wywiadu Przeglądowi Sportowemu, mówiąc że miał zapytania z naszego kraju. Jego ulubionym klubem jest jednak Betard Sparta Wrocław, bo tam działa jego ojciec i jeździ Maciej Janowski, z którym rodzina Hancocków żyje bardzo blisko. Kto wie, czy za chwilę działacze Sparty nie zdecydują się na młodego Hancocka. Byli już tacy, którzy straszyli tylko nazwiskiem Nie zawsze jest tak, że słynny ojciec ma równie słynnego syna. Simon Gustafsson nie nawiązał do sukcesów Henrika. Nigdy nie dostał się na stałe do cyklu GP, a i w polskiej lidze jakiejś wielkiej furory nie robił. Jego ojciec to ikona Polonii Bydgoszcz lat 90-tych i żużlowiec w mieście uwielbiany do dziś. Był mistrzem świata w parach i w drużynie. Simon zaś jedyne sukcesy miał w okresie młodzieżowym. Później dość szybko przepadł. Roman Jankowski to jedna z legend Unii Leszno i w ogóle polskiego żużla. Jeszcze w trakcie kariery wprowadzał do żużla swoich synów: Łukasza i Marcina, którzy jednak nie poszli w jego ślady nawet częściowo. Co prawda pierwszy z nich zdradzał pewien potencjał i miewał lepsze występy, ale ostatecznie żużla nie zawojował. Pojechał jednak w finale IMŚJ i zdobył brązowy medal w MIMP, więc jakieś osiągnięcia miał. Wciąż niemniej bardzo mu było daleko do dokonań ojca. Swoich sił na żużlu próbował także Piotr Żyto, obecny trener Falubazu. Jego kariera absolutnie jednak nie może być porównywana z karierą ojca, Henryka - multimedalisty IMP i mistrza Polski z 1963 roku, sześciokrotnego zwycięzcy prestiżowego memoriału Smoczyka i jednego z najlepszych polskich żużlowców tamtego okresu. Piotr Żyto nawet nie zbliżył się do takich sukcesów, a do swoich największych osiągnięć może zaliczyć medale w kategorii młodzieżowców, takie jak brąz MIMP czy złoto MDMP.