W sierpniu w Ostrowie Patrick Hansen miał paskudny upadek, po którym był przez moment bez czucia w nogach. Na szczęście lekarze błyskawicznie dokonali odbarczenia rdzenia kręgowego, dzięki czemu teraz zawodnik już prawie samodzielnie się porusza. Oczywiście sam Hansen także mocno się do tego przyczynił, bo w zasadzie od pierwszych chwil po upadku się rehabilituje i przede wszystkim nie traci potężnego optymizmu. A dobrze wiemy, ile w takich sytuacjach znaczy psychika. W mediach społecznościowych Patricka pojawiają się filmy, na których stoi on przy motocyklu i daje do zrozumienia, że będzie gotowy na rozpoczęcie sezonu. A przecież to już za moment. Postawa Patricka godna jest najwyższego respektu, ale tutaj należy pamiętać o jeszcze jednej, niezwykle ważnej sprawie. Poza jego chęcią i zdolnością, niezbędna jest zgoda lekarzy. Dopiero po jej uzyskaniu będzie mógł wrócić. Hansen pali się do wyjazdu. Co powiedzą lekarze? Zapewne już wiosną duński zawodnik podejmie próby powrotu na tor i na początku będzie w pojedynkę próbował, na ile jest w stanie kontrolować motocykl. Później - jeśli te testy wypadną pozytywnie - trzeba będzie sprawdzić się z rywalami spod taśmy. W razie ewentualnych problemów z uzyskaniem zgody od lekarzy, ROW ma jednak plan na Hansena. I ten plan może bardzo wielu zaskoczyć. Patrick zostałby wówczas w Rybniku, ale w innej roli. Hansen miałby być w sztabie szkoleniowym ROW-u, do czasu uzyskania zgody od lekarzy. Wydaje się to świetnym pomysłem. To młody, kontaktowy i uzdolniony chłopak, a do tego wciąż aktywny żużlowiec. Mówi bardzo dobrze po polsku, czym zresztą budzi wielki szacunek. Dla Hansena taka praca byłaby wypełnieniem czasu oczekiwania na powrót do jazdy, a dla ROW-u wzmocnieniem sztabu o osobę, która aktualny żużel czuje jak mało kto.