Kiedyś to Fogo Unia biła Platinum Motor, choć nigdy tak dotkliwie, jak w tym ostatnim niedzielnym meczu, w którym to Unia została pobita w Lublinie. Wynik 65:25 świadczy o różnicy kilku klas. Unia ma szczęście, że nieźle rozpoczęła sezon, że wygrała trzy mecze, bo ten wynik, przy innym układzie w tabeli, mógłby wpędzić zawodników i klub w depresję. Porażka różnicą 40 punktów, to nie jest koniec świata O ile jednak 25:65 robi wrażenie, o tyle trzeba od razu powiedzieć, że może być zdecydowanie gorzej. Porażka różnicą 40 punktów, to nie jest koniec świata. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę to, że 15 punktów każdy zespół dostaje z urzędu, za trzecie miejsca swoich zawodników w każdym wyścigu. Te 15 punktów powoduje, że w normalnych okolicznościach można wygrać różnicą 60 punktów. W normalnych, bo w 2013 roku zdarzył się taki mecz, który jedna z drużyn wygrała różnicą 75 punktów. I tą drużyną była Unia, która wtedy, dokładnie 2 czerwca 2013, miała jechać z PGE Marmą Rzeszów. I pojechała, choć goście odmówili wyjazdu na tor i zaczęli jeden po drugim opuszczać stadion, a na ich busy leciały kamienie rzucane przez leszczyńskich kibiców. Zawodnicy PGE Marmy mieli wówczas olbrzymie zastrzeżenia do toru, jaki przygotowali gospodarze. Tylko jeden zawodnik gości, mianowicie Jurica Pavlic przebrał się w kevlar i był gotów wyjechać na tor. Na prezentację wyszli jednak tylko zawodnicy Unii. Do kolejnych biegów też wyjeżdżali tylko oni. Przemysław Pawlicki ustanowił wówczas rekord toru. Słabo to jednak wyglądało, a mecz określono mianem antyreklamy. Po każdym kolejnym wyścigu kibice opuszczali stadion. To właśnie przez takie mecze wprowadzono instytucję komisarza toru, który miał dbać o to, by ten był bezpieczny i umożliwiał ściganie. Walkower to skaza na honorze Tej wygranej różnicą 75 punktów już nikt nie przebije. Możliwe jest co najwyżej wyrównanie rekordu. Choć i to jest wątpliwe. Wydaje się, że PGE Ekstraliga nie pozwoliłaby sobie na taki skandal i widząc jedną z drużyn opuszczającą stadion, ogłosiłaby walkower. W żużlu taki walkower oznacza wynik 40:0. 25:65 jest jednak lepsze od walkowera, który potrafi nadszarpnąć, czy wręcz całkowicie zniszczyć wizerunek klubu. Co prawda rok temu walkower nie zawrócił Cellfast Wilków Krosno z drogi do Ekstraligi, ale to zawsze jest skaza na honorze. Pamiętamy, jak w 2014 pogrążone w finansowym chaosie Wybrzeże Gdańsk robiło, co mogło, żeby zmontować nawet byle jaki skład na mecz, ale jednak jechać. To Wybrzeże w eksperymentalnym składzie, we wrześniu 2014 przegrało 16:74 z Unibaxem Toruń, czyli różnicą 58 punktów. To drugi wynik po wspomnianym wcześniej 75:0. Wiele takich wstydliwych porażek wyniknęło z eksperymentów, czy zwyczajnie z oszczędności. Numer 3 na liście, to efekt tych drugich. Pewna utrzymania Polonia Bydgoszcz we wrześniu 2004 wysłała do Leszna zespół złożony w większości z juniorów. Pierwszy i jedyny występ w Ekstralidze zaliczył wówczas niejaki Dariusz Pieprzak. Polonia przegrała z Unią 17:73, czyli różnicą 56 punktów. Inną ciekawostką z tamtego spotkania jest to, że te 2 punkty ekstra Polonia zdobyła na Rafale Dobruckim, obecnym trenerze kadry.