Szymon Makowski, Interia: Osłabiona Fogo Unia Leszno wygrywa z KS Apatorem Toruń. Chyba najwięksi optymiści nie przewidywali takiej różnicy klas. Bartosz Smektała, Fogo Unia Leszno: Bardzo się cieszymy z tego wyniku. My też się nie spodziewaliśmy tak wysokiej wygranej. Patrząc na naszą sytuację, to każdy wynik na plus bralibyśmy w ciemno. Takiego zwycięstwa jednak trudno było się spodziewać. Obawialiśmy się tego meczu, bo jakby nie patrząc, to my jesteśmy w okrojonym składzie, a drużyna z Torunia przyjechała w komplecie. W dodatku praktycznie w każdym wyścigu musieliśmy mierzyć się z ich bardzo dobrym zawodnikiem. Ten rezultat był nam naprawdę potrzebny. Polak ujawnił przyczynę dwóch zer w Gorzowie Pański dorobek wyniósł 12 punktów, co oznacza, że odjechał pan najlepsze spotkanie w tym roku. Spadł kamień z serca? - Jeśli było słychać huk, to był to kamień z mojego serca. Cały czas się starałem i pracowałem. To tak nie jest, że komuś nie zależy, bo kto chce zdobyć w Gorzowie dwa zera. Po takim meczu źle się wraca do domu. Staram się robić wszystko co tylko mogę. Jestem zadowolony, że w końcu odjechałem takie zawody. Trudno było poradzić sobie z krytyką praktycznie całego środowiska? - Było ciężko, ten hejt się na mnie zrobił od początku sezonu, ale niektórzy mnie wspierają i ja to czuję. Co w takim razie nie poszło w Gorzowie? - Nigdy tam dobrze nie punktowałem. Nie chcę się tłumaczyć, ale po powrocie do domu zauważyliśmy, że jedna z części w motocyklu była pęknięta. Mianowicie guma pod gaźnikiem, więc motor łapał fałszywe powietrze. To nie jest wytłumaczenie na mój występ, bo analizując wszystkie lata, to w Gorzowie zawsze mi szło z trudem. Gdy już się wali, to po całości. Kryzysowa sytuacja, klub przeprowadził transfer. "Nie boję się rywalizacji o skład" Dziś natomiast było rewelacyjnie. Taki występ daje ogromną motywację do działania? - Z pewnością jest to dla mnie kopniak motywacyjny przed kolejnymi spotkaniami. Tyle ile dziś punktów zdobyłem, to nie wiem, czy wyjdzie taka suma, kiedy dodamy moje wcześniejsze trzy mecze do kupy. Prawda jest taka, że słabe mecze mobilizują do pracy, ale lepiej być zmobilizowanym po udanym spotkaniu, bo wtedy chce się jeszcze bardziej, a po słabym występie naprawdę ciężko się wraca do domu. Jaki wpływ na pana miało ściągnięcie Bena Cooka? - To zadziałało motywująco. Ja już kiedyś powiedziałem, że nie boję się rywalizacji o skład. Nasza praca jest taka, jak każda inna. Jeśli pracodawca ma lepszą osobę na twoje miejsce, to ona dostaje szansę. Tak samo w naszym przypadku. Ciężej mi było z tym hejtem, który się na mnie wylewał i jakieś niemiłe wiadomości. To mnie najbardziej z tego wszystkiego blokowało. Jest jednak grupka kibiców, która wspiera i jeździ za panem od kilku dobrych lat. - Cieszę się, bo wspierają mnie już długi czas. Jeżdżę 10 lat na żużlu i z takim doświadczeniem nie miałem jeszcze do czynienia. Dlatego bardzo chciałbym podziękować kibicom, którzy są ze mną na dobre i na złe. Nikt nie chce przegrywać i każdy chce wracać do domu z kompletem punktów. Nieważne czy to jest trening, sparing, mecz w Anglii lub Szwecji. Zawsze podjeżdżając pod taśmę chcemy zwyciężać bez względu na wszystko. Wyjawia całą prawdę. "Gwizdy nie motywują, pojawiają się głupie myśli, czy ty się nadal nadajesz" O wiele trudniej przeżywa się porażki, kiedy jeździ się w swoim macierzystym klubie? - Tu jest złożona sytuacja, bo jestem wychowankiem tego klubu i nie traktuję tego tylko jako pracy. Chcę dla tego klubu jak najlepiej, bo jestem jak każdy z nas kibicem Unii Leszno. Jak każdy zawodnik wolę, kiedy mnie wspierają, a nie, kiedy na mnie gwiżdżą. Gwizdy nie motywują do pracy, bo w głowie tylko pojawiają się głupie myśli, czy ty się nadal nadajesz. Lepiej, kiedy jest to wsparcie, bo chcesz tak samo dobrze, jak kibice. Spotkały pana jakieś nieprzyjemności w życiu codziennym? - Tylko w internecie, dlatego musiałem się po prostu wyłączyć na jakiś czas. Mecz w Lesznie znów był zagrożony, co wiązało się z położeniem plandeki. - Tor był bardzo zbliżony do tego, na którym się przygotowywaliśmy. Na szczęście pomimo plandeki udało się tak ułożyć nawierzchnię, żeby była bardzo zbliżona do czwartkowego treningu. Ustawienia z treningu działały. Dziś wszystko od początku układało się po waszej myśli. Rezultat biegu młodzieżowego ma dla seniorów jakiekolwiek znaczenie? - Gdy juniorzy zaczynają od podwójnego zwycięstwa, to wtedy nam seniorom jest lżej. Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu była równa drużyna. Każdy dał z siebie wszystko. Włożyliśmy w to bardzo dużo pracy. Teraz czeka was bardzo ważny wyjazd do Zielonej Góry. - W Zielonej Górze bywało różnie i dawno tam nie jeździłem. Na pewno sobie przeanalizuję mecze, które i tak na bieżąco śledzę, żeby się przygotowywać do następnych spotkań. Na pewno sobie obejrzę jakieś konkretne dwa spotkania, aby spojrzeć, które ścieżki są najlepsze.