Nowaczyk jeździł na żużlu w pierwszej dekadzie XX wieku i reprezentował głównie kluby z najniższego szczebla rozgrywek. Raczej nigdy jakoś bardzo nie zapowiadał się na wielkiego żużlowca, choć na swoim poziomie był ceniony. Jeździł w Kolejarzu Rawicz, ZKŻ-cie Zielona Góra i PSŻ-cie Poznań. Zdecydowanie najbardziej kojarzono go jednak z Rawiczem. Mimo wszystko dość niespodziewanie w wieku 30 lat postanowił zakończyć karierę. Głównie dlatego, że nie było to dla niego zbyt opłacalne. A koszty rosły. Wydawało się, że do żużla już nigdy nie wróci, a przynajmniej nie jako zawodnik. Po pierwsze, lata leciały, a jak wiemy niepraktykowana umiejętność zanika nawet u największych mistrzów, a przecież do takich Nowaczyk nigdy nie należał. Po drugie, za czasów swoich startów nigdy nie wyglądał na kogoś, kto może zawojować ten sport. Niewiele wskazywało na to, że ewentualny powrót mógłby mieć racjonalne powody. Na początku sierpnia gruchnęła jednak niespodziewana wiadomość. Nowaczyk znów na torze. Od razu pojechał w lidze! Marcin Nowaczyk od jakiegoś czasu trenował w Rawiczu. Nikt za bardzo nie przypuszczał jednak, że może być to coś więcej niż zwykle, hobbystyczne treningi. Robi tak przecież wielu byłych zawodników. Nowaczyk radził sobie na tyle dobrze, że postanowił odnowić żużlowe prawo jazdy i zgłosić się do egzaminu. Tenże egzamin zdał i ponownie stał się żużlowcem. Później stało się coś, co chyba zaskoczyło nawet jego samego, a już na pewno kibiców w 2. Lidze Żużlowej. Nowaczyk skorzystał niejako na bardzo trudnej sytuacji kadrowej klubu z Rawicza (w wielu ostatnich meczach jechali kilkoma juniorami) i dostał okazję do występu w rozgrywkach ligowych. Jak na to, że dopiero co ponownie stał się żużlowcem, niezły wyczyn. Umówmy się jednak, że było to trochę coś w rodzaju zabawy, bo Kolejarz już o nic w tym sezonie nie walczy. Czy Nowaczyk jest w stanie - jeśli za rok też będzie jeździł - wejść chociaż na średni poziom? To też raczej wątpliwe.