Bartosz Zmarzlik, pięciokrotny już mistrz świata na żużlu, może pojechać do Torunia jak na wakacje. Oczywiście ambicja i sportowe zacięcie mu na to nie pozwolą, ale zawodnik może w tym dniu bawić się żużlem, bo już nic nie musi. Temat tytułu został zamknięty przed dwoma tygodniami w Vojens. I chyba dobrze patrząc na tegoroczne występy ligowe Bartosza w Toruniu, które delikatnie mówiąc nie były najlepsze. Zmarzlik i Moto Arena to trudny związek Bartosz w lidze rzadko notuje słabsze mecze, a jeśli takie mu się zdarzają, to nierzadko ma to miejsce właśnie w Toruniu. W tym sezonie była kulminacja, bo jeździł tam dwukrotnie i ani razu nie zbliżył się do granicy 10 punktów. Jego Motor Lublin także sensacyjnie przegrywał z gospodarzami. W Grand Prix Zmarzlik pisał już inną historię, bo Moto Arena dostarczyła mu wiele radości. To na niej pięć raz cieszył się z przypieczętowania mistrzostwa świata. Wyjątkiem był rok 2021, kiedy w ostatnich zawodach musiał przełknąć gorycz porażki i uznać triumf Artioma Łaguty. Rosjanin był ostatnim zawodnikiem, który znalazł patent i pokonał naszego reprezentanta. Łaguta może rzucić rękawice Zmarzlikowi Ilekroć pojawia się debata, że Zmarzlik nie ma w Grand Prix rywala, tak samo często pada nazwisko Artioma Łaguty. W środowisku panuje zgodne przekonanie, że na chwilę obecną tylko on jest w stanie zagrozić naszemu mistrzowi. I udowadnia to w lidze. Rosjanin z polskim paszportem w play-offach radzi sobie znakomicie. Ma kosmiczną średnią punktów 2,800 pkt./bieg. Właśnie stał się też najskuteczniejszym zawodnikiem ligi. Przy okazji, kiedy tylko może, puszcza oko i sugeruje, że znów chciałby spróbować swoich sił w Grand Prix. Zmarzlik na razie martwić się tym zupełnie nie musi, bo nie ma tematu powrotu Rosjan. Inna sprawa, że taka rywalizacja mogłaby sporo namieszać i ożywić cykl. Polacy walczą o miejsce w Grand Prix Zmarzlik ma już złoto w kieszeni, ale w grze o inne cele są pozostali reprezentanci Polski. Dominik Kubera nie ma już szans na utrzymanie w cyklu, ale ciągle ma szansę awansować nawet na szóste miejsce. To mocno przybliżyło by go do otrzymania stałej dzikiej karty. W tym momencie bez wątpienia jest jednym z faworytów. Jeśli zaś zostanie pominięty przez organizatorów, to zawsze zostaje mu jeszcze jedna furtka w postaci startu w październikowym Grand Prix Challenge. W Toruniu zaprezentuje się także Maciej Janowski. Jemu akurat nie pozostało już nic poza liczeniem na dziką kartę (nie startuje w cyklu jako stały uczestnik, od kilku rund zastępuje kontuzjowanego Taia Woffindena). Kolejny dobry występ może znacząco podnieść jego notowania. Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że zawody w Toruniu będą pożegnalnym akordem dla Szymona Woźniaka, który po przeciętnym roku żegna się z Grand Prix.