O Kacprze Tkoczu nigdy nie mówiło się jako o sporym talencie. Miewał spore problemy z przejechaniem czterech okrążeń i w wielu wyścigach sam dojazd do mety stanowił dla niego nie lada osiągnięcie. Urodzony w 2005 roku junior potrzebował aż dwunastu spotkań w pierwszej lidze, żeby zdobyć pierwszy punkcik. Udało mu się to dopiero w czerwcu tego roku, podczas biegu juniorskiego w Zielonej Górze. Dojechał do mety na trzeciej pozycji, bo wcześniej wykluczony z gonitwy został jego klubowy kolega, Paweł Trześniewski. Taki stan rzeczy powodował liczne żarty i złośliwości. Tkocz nie tylko był słaby, ale nie rokował nawet na jakąkolwiek poprawę. Szydzono, gdy wyjeżdżał na tor, śmiano się z kolejnych upadków. Młodzieżowcowi wcale nie pomagało jego nazwisko, dobrze znane każdemu zapalonemu kibicowi czarnego sportu. Krewny jego dziadka, Stanisław Tkocz należy do największych legend polskiego speedwaya. Z ROW-em 11-krotnie triumfował w najwyższej klasie rozgrywkowej, dwa razy wywalczał tytuł indywidualnego mistrza Polski, zaś w sezonach 1961 i 1969 współtworzył reprezentację Polski, która sięgała po złote medale Drużynowych Mistrzostw Świata. Kacper Tkocz - cóż za przełom! To wysoko postawiona poprzeczka, do której młody zawodnik po prostu nie potrafił doskoczyć. Kiedy jednak niemal wszyscy postawili na nim krzyżyk, młody rybniczanin nabrał wiatru w żagle. Podczas meczu z Polonią sensacyjnie wyprzedził Olega Michaiłowa, po czym umiejętnie bronił się przed atakami dużo bardziej uznanego Łotysza aż do samej kreski. Kibice przy Gliwickiej pokochali go w oka mgnieniu, a ich uczucie zostało jeszcze bardziej spotęgowane w dwunastej gonitwie, gdy motocykl juniora zgasł na trzecim okrążeniu. Ambitny junior dopingowany przez całe trybuny dobiegł jednak do mety, żeby wywalczyć punkt dla swojego zespołu. Okazuje się, że nie był to jednorazowy wyskok. W ostatnim meczu ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk Tkocz najpierw zdobył dwa punkty w gonitwie juniorskiej, a później - wraz z Nicolaiem Klindtem - wygrał podwójnie czwarty wyścig. Doświadczony Duńczyk nie "holował" młodszego kolegi - 17-latek sam wydarł sobie 2 punkty na trasie wyprzedzając dużo starszego Piotra Gryszpińskiego. Do ubiegłego miesiąca Tkocz miał na swoim koncie zaledwie jeden ligowy punkcik. W dwóch ostatnich spotkaniach zdobył łącznie 7 oczek i dwa bonusy oraz - co nawet ważniejsze - zaskarbił sobie miłość rybnickich trybun, które dodatkowo napędzają go głośnym dopingiem. Wspaniała, inspirująca historia.