Taka kumulacja zawodów w trakcie jednego weekendu to naprawdę znakomity pomysł. Nie ma wtedy czasu na ziewanie czy jakieś zbędne myślenie, tylko bierze się do roboty. To też dobre dla samych zawodników. Jasne, może ktoś teraz przytoczyć sytuację Mikkela Michelsena i jego kontuzję odniesioną w piątek, ale niestety taki też jest żużel. Ostatecznie wyszło to znakomicie, bo do końca przeżywaliśmy ogromne emocje i nie wiedzieliśmy kto znajdzie się w tym finale. Kibicom zaimponowali zwłaszcza Lublinianie, którzy wstali z kolan po wysokiej i dość zaskakującej porażce w Toruniu. Na Motoarenie prześladował ich pech już od próby toru, a jak powszechnie wiadomo nieszczęście jednych jest szczęściem drugich. W rewanżu z Apatora nie było już jednak w zasadzie co zbierać. Gratulacje dla gospodarzy niedzielnego meczu, którzy pokazali ogromny charakter i wyszli obronną ręką z nie lada opresji. Maksym Drabik musi wrócić do formy Co warto zaznaczyć, Motor już od samego początku nie miał łatwo, bo do tych play-offów przystępowali jako wielki faworyt, zwycięzca rundy zasadniczej. Takie spotkania lepiej odjeżdża się z pozycji underdoga, więc lublinianom należą się tym większe uznania. Trochę niepokoi mnie jednak postawa ich zawodnika - Maksyma Drabika. Chodzi już nie tylko o jego sportową formę, ale i o zachowanie w parkingu co widać w tych rozbudowanych materiałach pomeczowych, gdzie kamery śledzą praktycznie każdy ruch żużlowców. U Maksyma chyba znów dzieje się coś dziwnego. Strasznie przypomina mi on teraz człowieka z tych ostatnich spotkań we Wrocławiu przed tym szumnym zawieszeniem. Do myślenia dała mi przede wszystkim scenka, kiedy prezes Motoru - Jakub Kępa pojawił się w boksie Mateusza Cierniaka, w którym był też Maksym Drabik i to ich przywitanie było mocno chłodne. Zdecydowanie inaczej wyglądało to właśnie z Mateuszem czy Mirosławem Cierniakiem. Nie da się tego ukryć, że Maksym Drabik będzie potrzebny drużynie lubelskiej i to najlepiej w takiej formie z początku sezonu. Wielkim atutem Motoru jest jednak to, że mają kim łatać te dziury. Po raz kolejny świetne spotkanie pojechali juniorzy, a zwłaszcza wcześniej wspominany Mateusz Cierniak. Wspominam o nim, ponieważ wrócił z otchłani gdy po pierwszym spotkaniu w Toruniu sporo osób zaczęło kwestionować jego umiejętności. Jeżeli jesteśmy w temacie półfinału Motoru z Apatorem, to należy też docenić Pawła Przedpełskiego za postawę fair play. W jednym z biegów zaliczył on upadek i pomimo prowadzenia pary przeciwników pozbierał się i nie doszło do przerwania wyścigu. Pewnie nikt nie miałby do niego pretensji, gdyby troszkę dłużej pod tą bandą poleżał, ale on postanowił być uczciwy i chwała mu za to. Tak postępują prawdziwi sportowcy i należy mu się za to ogromny szacunek. Zielona Góra podwójnie zwycięska W niedzielę wyłoniliśmy także dwóch finalistów eWinner 1. Ligi, gdzie nie było niespodzianek. Falubaz zgodnie z oczekiwaniami obronił dwudziestopunktową zaliczkę, której, umówmy się, nie dało się wypuścić, a Wilki odrobiły ośmiopunktową stratę z Łodzi. To jednak jest nic w porównaniu do wieści jakie nadeszły w weekend z zielonogórskiego szpitala, gdzie z Adrianem Miedzińskim jest już coraz lepiej. Ze swojej strony składam ogromne podziękowania wszystkim lekarzom, pielęgniarkom i całej obsłudze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, którzy zaangażowali się w pomoc i wygrali walkę o zdrowie Adriana. Zielonogórzanie odnieśli więc podwójny triumf w play-offach z czego się bardzo w tym mieście cieszymy. Już nie mogę doczekać się dwumeczu Falubazu z Wilkami Krosno. Uważam, że w tej parze może mieć ogromne znaczenie kolejność rozgrywania meczów. Pokazał to dobitnie zakończony wczoraj dwumecz zielonogórzan z Polonią. Dlatego fakt, że pierwszy mecz odbędzie się na Podkarpaciu nie działa na korzyść Falubazu. W żużlu zazwyczaj łatwiej się broni niż atakuje. Adrian, wracaj do zdrowia! Czytaj też: Znów tego dokonał. To będzie przyszły mistrz świata?