Dariusz Ostafiński, Interia: Wrócił pan z Gali FIM Awards, gdzie polscy żużlowcy odbierali dyplomy i złote medale. Co się mówi o żużlu w - wielkim świecie? Michał Sikora, prezes PZM: Niewiele. Piotr Szymański, który też był na gali, był tym zdziwiony. Bo nawet jeśli mówiono o żużlu, to nie o tym, o który pytacie. Zapadła decyzja o wprowadzeniu pucharu dla kobiet. Tegoroczne zgrupowanie FIM pokazało, że są Brytyjki, Dunki więc będzie Gold Trophy. Nawet prezydent FIM Jorge Viegas śmiał się, mówiąc, że nie wie, o co chodzi z tymi pucharami w żużlu. Polacy mieli swoje 5 minut na Gali FIM Awards. Nie chodzi o żużel To o czym mówiło się na gali w Liverpoolu i na tych wszystkich spotkaniach jej towarzyszących? - To zależy, z kim. Jak z Armando Castagną to oczywiście o żużlu. Jak z Jean Baptiste Ley, nowym dyrektorem Discovery od sportów motorowych, to też. A poza tym o różnych sprawach. Na ustach wszystkich jest w tej chwili gwiazda MotoGP, czyli Francesco Bagnaia. Drugi raz z rzędu został mistrzem. My z oczywistych względów patrzymy na tę galę przez pryzmat żużla, ale na salonach są inne ważne tematy. Wciąż zapominamy, że FIM jest federacją wszystkich sportów motorowych, a nie tylko żużla, a ten żużel to zaledwie mały procent. - To bierze się z tego, że za żużlem nie stoją wielkie fabryki, a tylko jeden producent i tunerzy. To samo jest choćby w sidecarach. Ludzie, którzy zajmują się tym sportem, też chcieliby go widzieć wyżej. Tak, jak my chcielibyśmy widzieć żużel, bo jesteśmy w nim zakochani i jest on u nas bardzo popularny. A swoją drogą, to o Polsce było na gali głośno nie z powodu żużla, choć to też, ale z racji tego, że polska agencja wygrała konkurs na promotora Mistrzostw Świata super enduro. Było pięć ofert, a polska agencja Sport Up pokazała najlepszy projekt i zrobiła największe wrażenie. Prezes PZM: Nie muszę polować na prezydenta FIM na korytarzu Udało się panu porozmawiać z prezydentem Viegasem o polskich sprawach? - Wszystkie sprawy wyjaśniliśmy sobie przy okazji Grand Prix w Toruniu. Porozmawialiśmy na osobności. Między innymi o tym nieszczęsnym wykluczeniu Bartka Zmarzlika i o surowym zapisie, którzy wyklucza zawodników za brak logotypów sponsora na stroju. Prezydent Viegas też był niezadowolony z tamtej sytuacji i z tego, że w Vojens komercja wygrała ze sportem. Czyli w Liverpoolu nie było ciągu dalszego? - Nie, ale to nie jest powód do zmartwień. W Liverpoolu każdy chciał z nim porozmawiać, a harmonogram był napięty. Dwa dni zarządu, jeden walnego i na koniec gala, gdzie on się mocno udzielał. My mamy dobre relacje. W każdej chwili możemy do siebie zadzwonić, porozmawiać. Mówiąc krótko, ja nie muszę polować na prezydenta na korytarzu, żeby coś ważnego mu przekazać. A była okazja, by porozmawiać dłużej z nowym dyrektorem Discovery i dowiedzieć się, co jest grane i dlaczego nie ma nowych kontynentów, a jedynie skok na polską kasę? - Zdaje się, że z tym skokiem na kasę i zarabianiem to też tak nie do końca jest. Jasne, że my marzymy o ekspansji i nie podoba nam się to, że cztery z jedenastu przyszłorocznych rund Grand Prix odbędą się w Polsce. MotoGP ma cztery w Hiszpanii, ale tam rund jest ponad dwadzieścia, więc to inna skala. Wiem, że Discovery próbuje. W Australii już kolejny raz, ale nie mogą znaleźć z nikim chemii, dogadać się biznesowo. Z drugiej strony pytałem o Kalifornię. Czemu nie wezmą Grega Hancocka i nie spotkają się z poważnymi ludźmi. Oni jednak mówią, że Hancock nie jest tam znany. W Polsce jest, ale nie w Stanach. To taki status Tadka Błażusiaka, którym Amerykanie się zachwycali, a u nas długo nie wiedzieliśmy, kto to jest. Jakie są szanse na ekspansję Grand Prix? Czyli o ekspansji można zapomnieć, bo jednak trudno się przebić w nowych miejscach, a z zarabianiem na Grand Prix też nie jest taka prosta sprawa. - Takie mam wrażenie. Wiemy, że Discovery to duża korporacja, ale każda firma musi mieć swoje wyniki. Na wszystko patrzy się pod kątem biznesowym. Nikt nie chce dokładać. Dajmy im jednak jeszcze czas, bo przecież na początku roku odszedł dyrektor Francois Ribeiro, a nowy szef Jean Baptiste Ley pojawił się dopiero na finale DPŚ we Wrocławiu. Znam go jeszcze z czasów, gdy przyjeżdżał z Eurosportem na Rajd Polski. To wyważony człowiek. Inny niż Ribeiro. On twardo stąpa po ziemi. Dajmy mu chwilę. Może, jak się temu przyjrzy, to wymyśli coś ciekawego. Na pewno będzie okazja, by pogadać z nim przy okazji Grand Prix w Warszawie w maju. Oczywiście my będziemy wyrażać swoje niezadowolenie z powodów, o których mówiłem i będziemy wywierać presję na to, żeby jednak coś ciekawego się w kalendarzu pojawiło. Na zmiany w Grand Prix musimy czekać, światem też nie rządzimy, kibice i opinia publiczna w Polsce nie będą zadowoleni. - To jest wszystko subiektywne. Każdy by chciał, żebyśmy rządzili światem. My mamy władcze zapędy, ale z drugiej strony warto popatrzeć na klasyfikację medalową w sporcie motocyklowym. Anglicy jedenaście tytułów, zdominowali enduro, trial. Wysoko są Włosi, Francuzi. Prezes francuskiej federacji Sebastian Poirier ze mną odbierał dyplomy. Ja dwa, za DPŚ i SoN2, a on cztery. Trzeba znać swoją wartość, ale musimy też znać swoje miejsce w szeregu. Szanujmy siebie i innych. Cieszmy się z tego, co wygraliśmy, ale nie patrzmy na innych z góry. Obawiam się jednak, że trudno będzie się przebić z tym przekazem. To jest to, o czym wspomniałem, czyli że ciągle zapominamy, że FIM to nie tylko żużel. - To jedna z wielu dyscyplin. Numerem jeden są od zawsze wyścigi, a motocross jest uprawiany praktycznie wszędzie, czyli w 119 federacjach zrzeszonych w FIM. A żużel? O ile się nie mylę w zaledwie piętnastu? Czy Polska ma szansę rządzić żużlowym światem? Co jednak zrobić, żeby dać ludziom w Polsce satysfakcję, żeby chociaż przejąć władzę nad tym żużlowym światem? - Piotr Szymański jest przewodniczącym FIM Europe i to jest prawie cały żużlowy świat, więc nie narzekajmy. Poza Europą jest jeszcze Australia, bo Ameryka powoli schodzi. A w FIM Europe dużo się dzieje. Piotr ma kontrakt z federacją australijską. Oni chcą w Europie startować, bo FIM nie robi imprez dla młodych. Dlatego spokojnie. Zobaczymy, co nam przyniesie przyszłość. Armando Castagna ma jeszcze trzy lata, dlatego za wcześnie, by teraz mówić, że Polak chce i będzie przewodniczącym CCP. Słyszałem, że Piotr Szymański wraca do Grand Prix, że będzie w jury zawodów. - Wraca do tego grona i na pewno będzie w jury, ale nie wiemy jeszcze, jakich zawodów. On skradł show! A nasze gwiazdy? Nie spytałem jeszcze o naszych żużlowców. Pan mówił, że show skradł Bagnaia. A nasi? - Bartek jest stałym bywalcem, jest mocno rozpoznawalny. Jest wesoły, pogodny, fajnie się w tym towarzystwie odnajduje. Bagnaia może faktycznie był tym numerem jeden, chodzili wokół niego prawie, jak obok Rossiego, ale Bartek wypadł bardzo dobrze. Mateusz też. To nie był jego pierwszy raz, więc nie było tremy. Luz, normalność, nasi wypadli, jak bywalcy salonów. Na tych konkretnych salonach było pewnie czuć ducha The Beatles. - Tak, było czuć. Ja poza galą odwiedziłem klub, gdzie zaczęła się ich kariera. Jakiś zespół grał na żywo ich muzykę, była miła atmosfera. Poza tym w mieście jest pomnik, muzeum. Liverpool nie pozwala zapomnieć, skąd wziął się słynny zespół. A w ogóle, to spędziliśmy tam cztery nietypowe angielskie, słoneczne dni. Ominęły nas polskie śnieżyce, ale słyszeliśmy o odwołanych lotach i opóźnieniach.