- Sprawny mechanik może wymienić gaźniki w dwóch motocyklach tak szybko, że nikt na to nie zwróci uwagi - mówi nam Jacek Filip, żużlowy mechanik. - Kiedyś chodziłem po parku maszyn w trakcie meczu, więc różne rzeczy widziałem. Od dawna podejrzewałem, że mechanicy mają swoje markery - dodaje Filip. Jeśli na podmienionym gaźniku jest identyczny znak, jak na tym skontrolowanym, to nie budzi to niczyich podejrzeń. Jeśli komisarz techniczny chodzi w trakcie meczu po parku maszyn, to widzi, że na gaźniku jest znak, który namalował. Nie musi wiedzieć, że to inny gaźnik ze znaczkiem, który ktoś idealnie odwzorował. Ktoś zapyta, a co to całe żonglowanie gaźnikami daje. Od informatorów słyszymy, że gaźnik do żużla ma średnicę 34 mm. Ci, którzy dopuszczają się procederu, zastępują je takimi o średnicy 36 lub nawet 38 mm. - Kiedyś producent gaźników Mikael Blixt dziwił się, że dostał z polski masę zamówień na gaźniki o pojemności 38, jakie używa się do side-carów. Ja się wtedy śmiałem, bo sprawa wydała mi się jasna - zauważa Filip. Co za zmiana. Teraz ten klub świeci przykładem Kombinatorstwo się opłaca Zdaniem naszego eksperta silnik w połączeniu z gaźnikiem o większej średnicy zyskuje zdecydowanie na mocy. - Mniejsza średnica tę moc ogranicza. Zatem jeśli zawodnik potrafi wykorzystać moc i ma taki gaźnik ze zwiększoną średnicą, to jedzie zdecydowanie szybciej. Od osób z Głównej Komisji Sportu Żużlowego słyszymy, że problem zamian gaźników jest wyolbrzymiony, bo kontrole są nie tylko przed i po, ale i w trakcie zawodów. I nie polegają one wyłącznie na tym, że komisarz sprawdza, czy na gaźniku jest znaczek, który narysował markerem. Jedna z osób funkcyjnych mówi nam jednak, że te kontrole w trakcie zawodów są utrudnione. Zawodnicy się burzą, bo motocykle są zabrudzone. Przepędzają kontrolerów, skarżąc się, że jeśli jakiś pyłek dostanie się do kontrolowanego gaźnika, to będzie on do wyrzucenia. Nie można więc wykluczyć, że zawodnik zaczyna i kończy na skontrolowanym gaźniku, ale w międzyczasie może stosować całkiem inny. - Ja bym tego absolutnie nie wykluczał. A z racji tego, że system jest dziurawy, a oznaczanie markerem nie jest rozwiązaniem doskonałym, proponowałbym coś innego. Można by stosować plomby, które nie utrudniałyby regulacji sprzętu w trakcie zawodów, ale uniemożliwiałyby niekontrolowane wymiany gaźników - komentuje Filip. Trudno powiedzieć, co zrobi GKSŻ. Fakt jest taki, że w tym roku nikt nikogo za rękę nie złapał, choć kontroli było sporo. W związku panuje takie przekonanie, że spekulacje o zamianie gaźników są podsycane przez tych, którzy akurat mają złą passę. - Nie raz byłem świadkiem, że zawodnicy w jednej chwili zbijali żółwiki, a za chwilę jeden z nich podchodził do mnie i mówił: jego trzeba skontrolować - słyszymy od jednego z działaczy, co nie znaczy, że kontrolerzy nie zaskoczą czymś zawodników. Takie wieści przed półfinałem. Znany klub obejdzie się smakiem