Fogo Unia Leszno zaczęła ogłaszać pierwsze nazwiska na 74. Memoriał Alfreda Smoczyka. Wśród nich dość nieoczekiwanie znalazł się Dominik Kubera. Liczono na ogromną radość kibiców, która oczywiście miała miejsce tuż po tej informacji. Reakcja była jednak nieco mieszana. Część sympatyków wciąż nie kryje urazu do 24-latka. Bolesne odejście wychowanka. Nie mogą mu tego zapomnieć Odejście Dominika Kubery z Leszna zabolało miejscowych działaczy i kibiców. Kubera kończący wówczas wiek młodzieżowca myślał głównie o swoim rozwoju, a wiedział, że w Unii ciężko będzie mu się przebić do pierwszego składu. Na jego korzyść działał również przepis, który dopiero co miał zacząć funkcjonować. Mowa o obowiązkowym zawodniku U24 w każdej drużynie ekstraligowej. Nowy przepis podwyższył jednocześnie stawki kontraktu tychże zawodników. To naturalna sprawa, bo każdy z nich był niezmiernie potrzebny wszystkim zespołom. Kością niezgody były właśnie warunki finansowe, których Unia nie chciała spełnić. Obie strony się rozstały, a Kubera zaczął kontynuować karierę w Lublinie. To zwiastuje przełom? Snują powrót gwiazdy Dominik tak naprawdę lepiej trafić nie mógł. Dołączył w momencie, kiedy Platinum Motor stawał się powoli dominatorem PGE Ekstraligi, którym obecnie jest. Ostatnie trzy lata to dwa złote medale i jeden srebrny. Do każdego z nich walnie się przyczynił 24-letni indywidualny wicemistrz Polski. Zdaniem ekspertów od dwóch lat jest drugim polskim zawodnikiem po Bartoszu Zmarzliku. Kibice w Lesznie łudzą się jednak, że informacja o występie Kubery w memoriale jest swego rodzaju przełomem. Obie strony być może wyjaśniły stare nieporozumienia. W klubie pracuje nowy dyrektor zarządzający, Sławomir Kryjom. Można się tylko domyślać, że to on faktycznie stoi za tym wszystkim. Tak samo jak zaproszenie na zawody Noricka Bloedorna, z którym pracował przez ostatnie lata w Landshut. Powrót Kubery do Leszna byłby bardzo potrzebny, bo zespół przestałby balansować na krawędzi spadku, tylko wróciłby do walki o medale. Obecnie największa odpowiedzialność za wynik spoczywa na barkach Janusza Kołodzieja