Żużlowiec od każdego prezesa usłyszy, że nigdzie nie będzie mu lepiej. Do tego dochodzi obowiązkowa opowieść pod tytułem: ja płacę na czas, a inni mają z tym kłopoty. W walce o zawodników wszystkie chwyty dozwolone. Wojna na słowa, czyli w żużlu sami źli Zohydzenie konkurencji jest coraz ważniejszą techniką rozmów transferowych. Jeden z prezesów, nazwisko zostawię dla siebie, negocjacje zaczyna od tego, że opowiada, jacy to inni są źli, a dopiero potem przechodzi do rzeczy. Spotkania prezesów z zawodnikami, to już nie tylko rozmowy o warunkach, czytaj: o tym, co mogę ci dać, ale i też dyskusja o stanie finansów w siedmiu pozostałych klubach. Taki żużlowiec po wyjściu z negocjacji ma prawo być totalnie skołowany, bo wychodzi na to, że wszędzie jest źle. Prawda jest taka, że poślizgi ma prawie każdy. W tym sezonie nawet najlepsi je mieli. Dla zawodnika, który za mecz kasuje 100 i więcej tysięcy, to jednak żaden problem. Żużlowiec, nawet jak mu nie zapłacą przez trzy, cztery miesiące, to nie będzie się musiał zastanawiać, co do garnka włożyć. Czy oni na pewno odeszli z powodu długów? Ostatnio kilku zawodników tłumaczyło zmianę barw tym, że klub ma wobec nich zaległości. Jak dla mnie to była jednak tania wymówka. Bo takie Zdunek Wybrzeże, czy Fogo Unia Leszno, podobnie jak każdy inny klub, do końca października zapłacą kontraktowe. Gorzej może być ze sponsorskimi dodatkami, ale od kilku lat nie zdarzyło się, by któryś z pracodawców się z tego nie rozliczył. W Lesznie, czy w Tarnowie zdarzało się, że płacili w styczniu, bądź w lutym (czyli 3, 4 miesiące po terminie), ale płacili. Rozumiem jednak tych, co negocjując, starają się urobić zawodnika, przekonać go do swojej wizji. Wojna hybrydowa na całego. I to nie zmieni dopóty, dopóki nie przybędzie zawodników. A już tak na koniec dodam, że dla mnie największym hitem jest historia prosto z jednego z gabinetów, jak to prezes po wynegocjowaniu rocznego kontraktu ze zdolnym juniorem wydrukował umowę na dwa lata. A kiedy druga strona to wyłapała, to zaczął tłumaczyć, że drukarka się pomyliła, ale jakby co, to on może na dwa lata. Bo jak zawiedzie dezinformacja, to psują się urządzenia. Czytaj także: Za ten numer słono zapłaci. Trafi na czarną listę?