Dariusz Ostafiński, Interia: W tym roku mamy nowy system w Grand Prix. Tylko dwóch zawodników z rundy zasadniczej awansuje do finału, kolejnych ośmiu będzie się bić w biegach ostatniej szansy o dwa pozostałe miejsca. Ktoś tu chyba chce "załatwić" Zmarzlika? Jan Konikiewicz, były dyrektor sportowy SGP w Discovery: Myślę, że to za dużo powiedziane. Natomiast z pewnością szuka się ścieżek, żeby tę dominację ukrócić. Nie ma w tym jednak wielkiej złośliwości. Jedna decyzja komisarza przekreśliła ich plan. Trener nie może sobie tego wybaczyć Rok temu Zmarzlik był tylko trzy razy w TOP2 po rundzie zasadniczej Nie przekona mnie pan. Ten system jest wprost stworzony pod to, żeby z dominacją Zmarzlika skończyć. - Myślę, że przede wszystkim szuka się sposobu na uatrakcyjnienie zawodów, ale nie uważam, że to mądra ścieżka. Natomiast, tak przy okazji, może się okazać, że Zmarzlik na tym mocno straci. Trzeba by policzyć ile razy Bartek był w TOP2 w rundzie zasadniczej w sezonie 2024. Od razu odpowiem, że częściej nie był, niż był. Przygotowałem sobie małą ściągę, z której wynika, że na jedenaście rund tylko w trzech kończył zasadniczą fazę w dwójce. W 2023 był dwa razy w TOP2. Do tego 5 sprintów, które domeną Bartosza dotychczas nie były, a tam leży 20 pkt do wzięcia. Myślę, że w tym roku będzie gorąco. A kogo tak bardzo boli to, że Zmarzlik wygrywa? - Na pewno nie boli nikogo w Discovery. Natomiast jeśli chodzi o szefa żużla Armando Castagnę, to jego bolą Polacy. Kibice, środowisko, dziennikarze. Dlaczego? Jemu trzeba zadać to pytanie. On jednak polskim mediom nie odpowiada, więc się nie dowiemy. Pana zdaniem dominacja Zmarzlika jest problemem dla żużla i Grand Prix? - To jest bardzo typowe dla sportów motorowych, a my o tym zapominamy. Popatrzmy na F1, gdzie były ery pewnych zawodników. Wystarczy wymienić Hamiltona czy Verstappena. W żużlu mamy taką erę, jak idzie o cały cykl. Natomiast w poszczególnych rundach różnie to bywa. Rok temu na sześć pierwszych rund było sześciu różnych zwycięzców. I w tym miejscu chciałbym na coś zwrócić uwagę. W tym roku sześć z dziesięciu rund zostanie rozegranych w półtora miesiąca. Do tego dochodzą cztery z pięciu zaplanowanych sprintów. Pod koniec czerwca będziemy za półmetkiem. Tego nie było od lat. Nikt nie ma tak fajnego kalendarza, jak Kurtz Ktoś, kto układał kalendarz, ewidentnie nie pomyślał. - To głównie przez odwołanie Cardiff tak wyszło. Zasadniczo jednak te kalendarzowe zmiany będą miały ogromne znaczenie. Zjazd z jedenastu do dziesięciu rund i dwie z nich w Manchesterze, co może rozstrzygnąć o złocie. A skoro o kalendarzu mowa, to powiem kilka słów na temat Kurtza, którym wszyscy się podpalają, ale nie popadałbym w hurraoptymizm. Jestem jego fanem, ale myślę, że cykl go w tym roku zweryfikuje. I to pomimo tego, że nikt nie ma tak fajnego kalendarza, jak on. Trzy z dziesięciu rund na domowych torach. Jedna we Wrocławiu, dwie w Manchesterze. To może być czarny koń, ktoś, kto namiesza, ale z tytułem może być ciężko. Wystarczy wspomnieć to, co stało się w pierwszym meczu sezonu w Ekstralidze. - Właśnie. Tam mentalnie nie wytrzymał. W Landshut, w trakcie sobotniej inauguracji też może się zdziwić, jak to wszystko wygląda. Inna sprawa, że przy jego szybkości może być dobry w sprintach. Podobnie, jak Lambert czy Bewley. Brady na sprintach może wiele zyskać. Zwłaszcza że Bartek traktuje je jako okazję do testów motocykli na zawody. W sprintach kluczowe jest ustawienie sprzętu na trasę, ale Zmarzlik z tego przeważnie rezygnuje i szuka kompleksowych rozwiązań. Powiedział pan, że Kurtz nie ma szans ze Zmarzlikiem, a przecież w ostatnim meczu ligowym zlał go trzy raz, a raz przyjechał z przewagą 30 metrów. - Jestem fanem statystyk, ale długoterminowych. Jedno wydarzenie nie robi na mnie wrażenia. Jakby to się stało pięć razy z rzędu, to bym mówił inaczej. Bo ten wyczyn Kurtza na razie można skwitować tak, że był wyjątkowo spasowany. W ciemno mogę jednak założyć, że jakby ten mecz powtórzyć następnego dnia, to Zmarzlik jechałby już inaczej. Wprowadziłby zmiany. Przecież on podpatrywał, jak jedzie Kurtz. Jego styl nie jest jeszcze wszystkim znany, ale każdy ogląda i wyciąga wnioski, to nie tylko prędkość i umiejętności, ale też doświadczenie. Kto może pokonać Zmarzlika w Grand Prix 2025 Słowem szuka się patentu na Kurtza. - Coś w tym guście. Na przykład Dudek ma taki patent na Zmarzlika. Ma z nim bardzo dobry bilans, często wygrywa. Dlaczego? Bo ma na niego pomysł. Wie, jak to zrobić jak mało kto i z tego korzysta. Kurtz ma na razie carte blanche, jest nieprzewidywalny. To jest atut. Jednak frycowe w Grand Prix zapłaci. To jest ktoś, kto może pokonać Zmarzlika, czy mamy się szykować na szóste złoto Polaka? - Myślę, że mimo tych zmian i tak możemy się szykować na szóste złoto, Zmarzlik jest najrówniejszy. Są zawodnicy zdolni, by Bartkowi napsuć krwi, ale stawiam na szóste złoto. Kluczowy, jak wspomniałem, będzie Manchester. Wiele będzie zależeć od tego, jaki tam będzie tor. Manchester nie leży Bartkowi. Dobrze będą się czuli ci, którzy jeżdżą w Anglii. Ten turniej to będzie ogromny game-changer. Jak wspomniałem, mamy jedną rundę mniej niż rok temu i jedną podwójną, gdzie można przegrać wszystko. Tam będzie też sprint, więc w sumie z Manchesteru można wyjechać bogatszym o 44 punkty. Jak komuś raz, czy dwa tam nie wyjdzie, to będzie w opałach. A to wszystko będzie już teraz, zaraz. - Landshut, Warszawa, Praga, podwójny Manchester, Gorzów i może być pozamiatane przed końcem czerwca. Dla niektórych tempo może się okazać zabójcze, bo jeszcze niektórzy robią eksperymenty z silnikami, mówią, że sezon to maraton, ale ten w SGP w tym sezonie jest trochę jak sprint. Niektórzy są bardziej, inni mniej gotowi. Vaculik ma sprzętowe problemy, choć silnik na Pragę ma odłożony. W lidze szybki jest Michelsen. - Po przejściu do stajni Ashleya Hollowaya zyskał, nabrał pewności siebie. Jednak już taki Lambert, a też jest u Ashleya, na razie nie wygląda przekonująco. To samo Bewley. A tu trzeba działać, bo wejście w Grand Prix jest bardzo trudne i wymagające. Najpierw dwa skrajne tory: najdłuższy i najkrótszy, potem specyficzna Praga, więc lekko nie będzie. Do tego dochodzi ten nowy system. Ja nie jestem jego wielkim fanem. Polak ma głębszy problem. To przez to są pierwsi do spadku To Castagna wymyślił nowy system Grand Prix, który uderza w Zmarzlika Dotychczasowy miał więcej sensu. - To prawda. Teraz dwaj zawodnicy z TOP2 będą mieć o jeden bieg mniej. Na dokładkę stracą na długo kontakt z torem. Ucieknie im jedno równanie. A jak ktoś pojedzie w 17. biegu, to potem będzie nawet 40-45 minut poza torem i zawodami. W tym czasie zajdzie słońce, zrobi się zimno, spadnie adrenalina. Człowiek, który będzie w sztosie, nagle straci wszystko, co trzymało go na topie. Ciężko będzie mu utrzymać koncentrację przez ten długi czas. Uważam, że zabieramy kibicom bardzo, ale to bardzo dużo emocji. Kto to w ogóle wymyślił? - Castagna. Rok temu w Toruniu mówił, że zostanie po staremu, a potem, za plecami zawodników, przegłosowano zmiany. Tłumaczono je tym, co stało się z Lebiediewem w Rydze, gdzie wygrał on rundę zasadniczą, a potem nie wszedł do finału. Z jednego incydentu zrobiono zasadę, która przewraca formułę. I z jednej strony dziewiąty i dziesiąty zawodnik rundy zasadniczej dostają szansę, ale to jest szansa tylko na papierze. - Tak, bo zawodnicy z dalszych miejsc nie wybiorą już dobrego pola startowego. 80 procent zwycięstw w półfinałach było z dwóch najlepszych pól. Jednak w półfinałach była walka, bo wchodziło po dwóch. Teraz wygrywa jeden gość i jak ktoś ucieknie ze startu, to po emocjach. Zabrano tymi biegami ostatniej szansy całą esencję. W ciemno mogę powiedzieć, że 50, może 60 procent wygranych w tych biegach będzie z pola pierwszego wyboru. Też się tego obawiam. - Jakby tak narysować wskaźnik emocji, to dawniej wszystko szło górę z każdą kolejną serią, a pik mieliśmy przed półfinałami. Do końca się działo. A teraz przed półfinałami wszystko będzie jasne. I jeszcze to sadzanie na tyłku dwóch najlepszych też się odbije na wynikach, a na pewno nie będzie sprawiedliwe. Tym dwóm nie posłuży. Nie rozumiem tego, ale to tylko moja opinia.