Bóle spastyczne są pochodną nieprawidłowej pracy mięśni kończyn, a to z kolei jest spowodowane uszkodzeniem rdzenia kręgowego Tomasza Golloba. Z seniorem klanu Gollobów rozmawialiśmy w środę, w dniu 47. urodzin syna Tomasza, najlepszego polskiego żużlowca w historii. - Cóż, mamy niby uroczysty dzień urodzin, ale w sumie to dość trudna i skomplikowana sytuacja. Powrót Tomasza do zdrowia jest rozciągnięty w czasie i nie wiadomo, kiedy pojawią się pierwsze objawy rzeczywistego powrotu - przyznał "Papa" Gollob. Artur Gac, eurosport.interia.pl: Powiedział pan, że w tej chwili w psychice pana syna należy stale podsycać nadzieję i pozytywne myślenie. A jak obecnie, od strony psychicznej i mentalnej, pan Tomasz znosi całą sytuację? Daje radę, czy nawet dla takiego herosa "czarnego sportu" zaczyna nastawać kres wytrzymałości? Władysław Gollob: - Są momenty gorszej dyspozycji psychicznej, ale to jest normalne. Generalnie mogę powiedzieć, że Tomasz trzyma się dobrze, a my razem z nim walczymy, by wrócić do normalnego funkcjonowania. Wszystkie zalecenia medyczne są przez niego realizowane. Nie powiem, żeby wielki entuzjazm utrzymywał się stale, ale ostatnio jest w bardzo dobrej dyspozycji psychicznej. Psychika ma wielki wpływ na regenerację organizmu, bo zdolności ruchowe czasami wracają dopiero po trzech-czterech latach. Mówi pan, że czynicie wszystko, by znaleźć ratunek w najlepszych klinikach. Jaka jest najbliższa perspektywa powzięcia kolejnej próby leczenia? - Materiały medyczne, efekty badań i konsultacji zostały wysłane do kilku klinik, które zajmują się kontuzjami kręgosłupa. Nie wszystkie odpowiedzi były pozytywne, ale są też takie, które rokują nadzieję przynajmniej zajęcia się tym przypadkiem. Sprawy są w toku i nie spodziewamy się, by wyjaśniły się z dnia na dzień. Trudno mi mówić o szczegółach, bo nie znam się na medycynie, ale mogę pana zapewnić, że niczego nie zaniedbujemy. Robimy wszystko, co tylko jest możliwe, by pomóc Tomaszowi. Powiedział pan, że jeśli chodzi o walkę z bólem, to nastąpił mały postęp, co może napawać optymizmem. Czy ma to związek z pobytem syna w klinice w Nanning, a może terapia w Chinach jednak okazała się być niewłaściwą? - Oceniając z bliska, jest to dość uciążliwa i bolesna terapia, a na dodatek powoduje ośrodki zapalne, które powstają po nakłuciach. To kłopotliwe, lecz minął miesiąc od powrotu i wydaje się, że organizm zaczyna pozytywnie przyjmować tę technikę akupunktury. Tomka przestały boleć plecy, a obręcz barkowa jest bardziej sprawna niż była przed wylotem. Nie wiadomo, czy to jest efekt pobytu w Chinach, czy może samoczynne "naprawianie się" organizmu. W każdym razie, bolesność chyba trochę się zmniejszyła. Często, w tak trudnych życiowo sytuacjach, poznajemy się na ludziach, a weryfikacji podlegają znajomości, bliższe relacje i przyjaźnie. Obserwując to wszystko, co obecnie dzieje się wokół pana syna, jaka jest pana refleksja? - Spróbuję zmierzyć się z tym pytaniem. Bliscy przyjaciele Tomasza są czynni, aktywni i nie wyłamują się z kręgu wsparcia. Natomiast wokół Tomasza kręciło się wielu ludzi, którzy lansowali się na jego plecach i tutaj wyraźnie czas robi swoje. Oni będą się wykruszali, czego mamy świadomość. Poszczególni ludzie ze środowiska żużlowego, po pełnej optymizmu fali pierwszych deklaracji, w miarę upływu czasu trochę mniej o tym mówią, co powoli umiera "śmiercią towarzyską". Ten rok jest jeszcze za krótkim okresem, by stwierdzić, że ktoś kompletnie zrezygnował ze wspierania. Generalnie mamy świadomość tego, że część przyjaciół zostanie na zawsze, a większość z czasem raczej zajmie się innymi sprawami. Rozmawiał Artur Gac