Blisko rok temu, 23 kwietnia 2017 roku, podczas treningu motocrossowego w Chełmnie, Gollob uległ bardzo poważnemu wypadkowi, na skutek którego odniósł skomplikowane obrażenia kręgosłupa. Nazywany "profesorem speedwaya" były mistrz świata obecnie przebywa w Szpitalu Wojskowych w Bydgoszczy, niestrudzenie walcząc o uśmierzenie bólu i odzyskanie sprawności.Artur Gac, eurosport.interia.pl: Panie Władysławie, proszę przekazać najlepsze życzenia urodzinowe synowi Tomaszowi. Jakkolwiek zabrzmi to banalnie: zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia! Władysław Gollob, ojciec Tomasza Golloba: - Bardzo panu dziękuję za życzeniową inicjatywę, niewątpliwie przekażę Tomaszowi. Cóż, mamy niby uroczysty dzień urodzin, ale w sumie to dość trudna i skomplikowana sytuacja. Powrót Tomasza do zdrowia jest rozciągnięty w czasie i nie wiadomo, kiedy pojawią się pierwsze objawy rzeczywistego powrotu. Sam nie chciałem nadawać takiej narracji, ale rzeczywiście dzień urodzin człowiek zawsze wyobraża sobie bardzo radośnie. - To prawda, dlatego prawdę mówiąc nie bardzo wiem, jak w takim dniu rozmawiać. Normalnie życzy się jubilatowi także powodzenia, szczęścia rodzinnego i sukcesów, a tutaj koncentrujemy się tylko na życzeniowym powrocie do zdrowia. Aby wszystko jakoś chciało się ułożyć, a na razie nie chce się układać. Czy dostrzegają państwo na horyzoncie coś, co w relatywnie krótkim czasie byłoby w stanie pana synowi pomóc uśmierzyć ból, by przynajmniej położyć kres cierpieniu? - Myślę, że jeśli chodzi o walkę z bólem, to mały postęp nastąpił. Wprawdzie minimalny, ale jednak jest nieco lepiej niż było. Natomiast inne sprawy przez ten rok nie posunęły się ani o krok. Mogę powiedzieć tylko tyle, że czynimy najrozmaitsze starania, komunikując się ze światowymi klinikami, co sądzą o przypadku Tomasza, ale jego uszkodzenie jest rozległe i w bardzo niedobrym miejscu. Na razie medycyna radzi sobie tylko zachowawczo, poprzez uśmierzenie bólu i utrzymywanie kondycji fizycznej w sensie ciągłej rehabilitacji, podtrzymując jako taką sprawność mięśni. Wszystko po to, by w momencie, gdy ewentualnie powróci szansa może nie na chodzenie, co w ogóle poruszanie się, układ mięśniowy nie był w stanie zerowym. Po roku degradacji, gdyby się tego zaniechało, sytuacja w ogóle byłaby fatalna. Mam wrażenie, że mimo całego dramatu, jest pan pogodny, a jednocześnie bardzo racjonalny w tym, jak pan opowiada o całej tej sytuacji. To może imponować. - Jednym imponuje, innym nie, ale cóż innego ja mogę robić? Muszę walczyć o psychikę u Tomka, żeby ciągle podsycać nadzieję na jako taki powrót do normalnego funkcjonowania. Jestem właściwie bez wyjścia... Mam taki stosunek do życia, że skoro wszystko do tej pory traktowaliśmy pozytywnie w walce o sukces, to teraz trzeba walczyć o nie mniejsze powodzenie na innej płaszczyźnie. Staramy się, by asystować i sekundować Tomkowi, a od strony organizacyjnej robimy wszystko, żeby zapewnić mu każdą szansę na odzyskanie zdrowia. Do tego jeszcze jest potrzebny rozwój medycyny w najbliższych latach, żeby lekarze posiedli zdolność naprawiania kręgosłupów. By nie było tak, że uszkodzenie rdzenia kręgowego w zasadzie brzmi jak wyrok. - Niestety, ale dla medycyny to ciągle jeszcze jest czarna magia. Lekarze potrafią już wszystko, nawet są w stanie wyhodować sztuczne ucho, natomiast układ nerwowy pozostaje nienaprawialny. To pięta achillesowa w kręgosłupie każdego człowieka. Jeżeli się go uszkodzi, następuje katastrofa. W dodatku ważne jest w jakiej części doszło do uszkodzenia kręgosłupa. U Tomka zaistniał fatalny zbieg okoliczności, bo ucierpiały kręgi, które zawiadują całą masą człowieka od klatki piersiowej w dół. To dodatkowo komplikuje sprawę, bo kręgi piersiowe niszczą wszystko, a medycyna tylko udaje, że coś z tym robi, a to ciągle jedynie improwizacja. Trudno, tak jest i już na to nic nie poradzimy. W sobotę druga część rozmowy z Władysławem "Papą" Gollobem. Rozmawiał Artur Gac