Dariusz Ostafiński, Interia: Wilki Krosno podpisując z panem umowę, zrobiły show taki, jak robi się, gdy przychodzi jakaś sportowa gwiazda. Grzegorz Węglarz, nowy toromistrz Wilków Krosno: - To jest czyste szaleństwo. Kibice w Krośnie robią sobie ze mną zdjęcia. Ja już się w lustrze przestaję oglądać, bo jest mi z tym wszystkim głupio. Ja jestem prosty chłopak ze wsi, a nie żadna gwiazda. Do Krosna przyszedłem zrobić dobrą robotę. Chcę, żeby mecze Wilków były dobrą promocją tej dyscypliny w Ekstralidze, żeby przestali zawieszać trenerów i komisarzy, żeby było tak, jak powinno być. Nie jestem alfą i omegą, też popełniam błędy, ale mi zależy i wierzę, że się uda. Węglarz już naprawił tor w Krośnie Zdiagnozował pan problem krośnieńskiego toru? - Kiedy pojechałem tam pierwszy raz, to wziąłem łopatkę, żeby zobaczyć, to tam w ogóle jest, gdzie jest ten dobry towar. 30 centymetrów pod powierzchnią znalazłem to, czego szukałem. Ludzie czasami boją się głębiej kopać, ale tak trzeba. I już wiem, co stało się w Krośnie. Jak oni robili ten tor, to powciskali glinę, która powinno to wszystko wiązać, w dół, a na górze został taki piasek. To się nie chciało skleić. Już jest jednak dobrze. Trzy dni pracowaliśmy, była przesiewarka z Gdyni. Teraz już nic nie powinno się dziać. Czyli wystarczyło głębiej zbronować? - Oni bronowali na 8, 9, góra 15 centymetrów, ale ten dobry materiał był na głębokości 30 centymetrów i nie był dobrze wymieszany. Jak poszliśmy z broną głębiej, to udało nam się to wyciągnąć i wymieszać. Teraz to inaczej wygląda. To na czym teraz będzie polegała pana rola? - Będę jeździł na mecze Ekstraligi i Ekstraligi U24 i robił tor. Jesteśmy po rozmowie. Teraz jest kwestia dogadania i podpisania umowy na trzy miesiące. Na razie na tyle, ale mam nadzieję, że będę dłużej. Nie chcę się nigdzie wybierać, bo klub jest fajny i kierują nim naprawdę ciekawe osoby. Mam wolną rękę w robieniu toru, to mi odpowiada. Powstają o nim memy. "Człowiek z mięśniami zakopał komisarza" No i jest pan w Krośnie niczym jakiś celebryta. - Tak wyszło i w szoku z tego powodu jestem. Już nawet jakieś memy powstają, że Węglarz zakopał komisarza toru. Gadają, że do Krosna przyjechał człowiek z mięśniami i dał radę. To wszystko miłe i cieszy, bo jak zdarzył się ten incydent z Toruniem dwa lata temu, to trochę złej prasy sobie narobiłem. Mówili, że niesłowny jestem, a ja nie chciałem się z nikim kłócić. Niedawno rozstałem się z Rawiczem, ale w zgodzie. Teraz jadę po swoje rzeczy. Na pewno podamy sobie z prezesem rękę. A jako gwiazda ma pan gwiazdorski kontrakt? Mówią, że zawodnikom w Ekstralidze płacą średnio 7 tysięcy za punkt. Pan ma tyle? - Za siedem bym nie pracował. Powiem, że mam więcej. Do tego hotel, służbowe auto, tankowanie paliwa za darmo. Zostałem potraktowany jak dobry trener. Prawda jest jednak taka, że toromistrz jest niczym ósmy zawodnik. Dobry toromistrz pierwszych przychodzi i ostatni wychodzi. Otwiera i zamyka drzwi. Od 4, 5 rano musi być w pogotowiu i wszystko przygotować. Są różne sytuacje. We Wrocławiu potrafiłem zrobić tor w dwie godziny po opadach. Porównuje robienie toru do bijatyki Co musi mieć toromistrz, żeby dobrze wykonać swoją pracę? - Dobry sprzęt. Toromistrz musi być, jak gość, który bierze udział w bijatyce i nie boi się. Jak jest problem, to musi wziąć łopatkę i wykopać głęboką dziurę, żeby zobaczyć, co tam się dzieje. Niektórzy bronują powierzchownie, poleją trochę wody i myślą, że wystarczy. A ja uważam, że trzeba wiedzieć, co jest głębiej, pod spodem, bo wtedy da się zrobić twardy, sypiący się tor. Toromistrz musi być dobrym rolnikiem? - To nie tak. Rolnik ma pole, a tu jest jednak coś innego. Węglarz zdradza, jak nauczył się fachu To jak pan się tego nauczył? - Metodą prób i błędów. Trochę poczytałem. Jak zaczynałem w Gnieźnie, to musiałem się trochę nagłówkować, zanim zacząłem robić ten tor powtarzalnie. W 2017 Start awansował do pierwszej ligi. To stamtąd wziął pana Andrzej Rusko do Sparty Wrocław? - Stamtąd wziął mnie trener Rafał Dobrucki. Robiliśmy razem dosypkę materiału i kruszywa po remoncie. Łatwo nie było, ale z czasem zrobiliśmy we Wrocławiu tor, gdzie były mijanki, gdzie coś się działo. Przede wszystkim jednak tor stał się powtarzalny. Janek Choroś, toromistrz z Leszna, mówił, że robienie toru, to w 80 procentach woda, a reszta jest w naszych rękach. Jak coś nie tak zbronujesz, to wyjedziesz ciągnikiem i poprawisz. Jak za dużo wody wlejesz, to potem trzeba się nieźle napocić, żeby naprawić. Ja to jednak jakoś tam załapałem, spodobało mi się i zostałem, choć kosztuje to sporo nerwów i odpowiedzialność duża. Zawodnicy Sparty prosili, żeby ich nie zostawiał Słyszałem, że we Wrocławiu były pielgrzymki zawodników. Nie chcieli, żeby pan odchodził ze Sparty. - Były pielgrzymki. Im pasowało, to co robię. Pod koło. Oni tak lubią. Teraz mają inaczej, nie mówię, że źle, ale widać, że chłopakom ze Sparty to nie odpowiada. Nie wiedzą, co założyć. Woffinden już nawet powiedział, że nie trenuje we Wrocławiu, bo zawsze ten tor jest zrobiony inaczej. A Wrocław to nie jest łatwy tor do zrobienia. Z jednej strony cień, z drugiej patelnia. Z jednej strony trzeba lać więcej, z drugiej mniej. No i jeszcze tak jeździć, żeby omijać pewne pola. Mówią, że pan robił we Wrocławiu pływający tor. - On się ruszał, ale się nie rozwalał. Koło szło po wierzchu, było przyczepnie. W Krośnie też tak będzie? - Pewnie by się dało, ale nie. Po tych wszystkich sytuacjach zrobimy tor równy na całej szerokości i długości, żeby przyjezdni nie mieli pretensji, żeby lipy nie było. W końcu to najlepsza liga świata więc bez jaj. I co teraz z Wilkami? Koniec wygrywania torem? To koniec wygrywania torem. Bo mówią, że Wilki dwa pierwsze mecze wygrało torem. - Jak potrenują na powtarzalnym, to nie będzie źle. Dwa, trzy dni dla takich zawodników, jak Krzysiu Kasprzak, Vacek Milik, Andrzej Lebiediew, że o Jasonie Doyle’u nie wspomnę, to będzie wystarczające przygotowanie. Może kompletów nie będą wozić, ale coś tam ugryzą. Muszą się mentalnie przygotować. Tylko z kim tu wygrać? - Ze Spartą nie będzie lekko, bo tam wiedzą, o co jadą, a na wyjazdach są lepsi niż u siebie. Może jednak komuś urwie się chociaż punkt. To też będzie dobrze. Pan musi robić tor tak, żeby ktoś przypadkiem tego minus jednego punktu nie odblokował. - Dokładnie. Dodam, że ja się z Michałem Finfą, menadżerem Wilków, kontaktowałem przed tym feralnym meczem ze Stalą Gorzów. Mieliśmy się spotkać, pogadać. Po karach, jakie nałożyła Komisja Orzekająca Ligi, sprawy nabrały przyspieszenia. W Sparcie wylało się na niego wiadro pomyj A dlaczego pan odszedł ze Sparty. O tym klubie mówi się, że jest najbardziej profesjonalny. - Są dobrzy, najlepsi, ale ja byłem tym wszystkim trochę zmęczony. Sezon 2022 bez Łaguty był ciężki. Jeszcze Tai Woffinden przycieniował i trochę się tych problemów nagromadziło. Nie mam pretensji do nikogo, ale wynik się na mnie też odbiły. To plus zmęczenie materiału sprawiło, że 17 października zrezygnowałem. Jeszcze jak zabierałem rzeczy, to trener Darek Śledź mówił mi: idź do pana Andrzeja. Nie poszedłem, bo wiedziałem, że mnie przekona, a ja nie chciałem zostać. Słyszałem, że kary jakieś pan dostał? - Nie, nie było żadnych kar. W Sparcie to ja miałem tak, że jak coś, to mi tyłek ratowali, pomagali. Dostał pan jednak po głowie za wyniki w 2022. - Trochę dostałem. Wiadro pomyj na mnie też się wylało, a ja to biorę do siebie. Nie zostawiłem jednak drużyny w środku sezonu. Teraz mają Fabiana, który raz mi pomógł i ciągnikiem jeździł przed Grand Prix. No a teraz musi to ciągnąć, bo jak powiedział A, to teraz musi powiedzieć B. Mnie zostały dobre wspomnienia. Darek Śledź tylko przychodził i mówił: zrób tak, jak wczoraj. To wszystko. Darek wiedział, ile muszę się narobić, żeby to dobrze zrobić. Niektórych rzeczy się jednak nie da. Nawet jakbym sobie rękę obciął. Czy to on zabrał złoto Zmarzlikowi? To jeszcze trudne pytanie na koniec. Pod koniec 2021 miał pan odejść do Torunia. I przyjechał pan na finałową rundę Grand Prix na Motoarenie i zrobił pan taki tor, że na podium stanęła sama Sparta Wrocław, a Zmarzlik stracił szansę na złoto. - Wiem, wiem. No ale Maciek Janowski był na podium, a to też Polak. W każdym razie nieźle się wtedy narobiło. Wszyscy się na mnie patrzyli, a ja pytam: o co chodzi, ja tu tylko równam. Nie robiłem toru pod Łagutę, czy pod kogoś innego. No ja jestem w tej grupie, która powtarza, że zabrał pan wtedy Zmarzlikowi złoto. - Nie. Łaguta to profesjonalny zawodnik. On, jego menadżer Lewicki wiedzą, co założyć. Tor był wtedy mokry, przyczepny. Wiedzieli, że silnik potrzebuje mocy. Taki mieli i w sobotę Artiom był szybki. Na drugi dzień już nie, bo w tym silniku coś pękło i Łaguta jechał w kratkę. Dostałem od Artioma podziękowanie, lubię go jako człowieka i zawodnika, ale na pewno nie chciałem ani jemu pomóc, ani zaszkodzić Bartkowi. Zrobiło się jednak dziwnie. - To prawda. Mnie najbardziej zmartwiło to, że wtedy ścigania nie było. Słabo to wyszło. Natomiast nie było to przeciwko komuś. Tak swoją drogą, to Bartek to jest kocur, co na każdym torze potrafi wygrać. Kibicuję mu, trzymam kciuki, żeby zdobył teraz czwarty złoty medal. I jeszcze jedno. Janusz Kołodziej zawsze dobrze we Wrocławiu sobie radził i jakoś nikt nie mówił, że robię pod niego tor. Po prostu tak, jak Kołodziejowi pasuje tor we Wrocławiu, tak Łagucie pasuje Toruń. On lubi tam jeździć.