Sebastian Zwiewka, Interia.pl: Wydawało się, że po dwóch świetnych sezonach w pierwszej lidze w końcu zawita pan na stałe do PGE Ekstraligi. Wybór padł jednak na startujące w eWinner 1. Lidze Zdunek Wybrzeże Gdańsk. Dlaczego? Wiktor Kułakow, żużlowiec Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Mam zamiar startować w PGE Ekstralidze i to się nie zmienia. Jazda z najlepszymi wciąż jest moim celem. W życie weszły jednak nowe przepisy i niestety dla wszystkich zawodników nie będzie tam miejsca. Nawet niektórzy będą musieli zejść ligę niżej. To był pierwszy powód mojej decyzji. A drugi? Rozmowy z działaczami gdańskiego klubu były szybkie i konkretne. Widziałem, że zależy im na mojej osobie. Dało to się odczuć. Czyli w środowisku żużlowym panuje dobra opinia o gdańskim klubie? Zawodnicy chętnie rozmawiają ze Zdunek Wybrzeżem o startach. Powiem szczerze, że nie słuchałem żadnych opinii na temat polskich klubów. Nawet nie chciałem o to pytać żadnego kolegi. Ja lubię rozmawiać osobiście, bo wtedy mogę wyrobić sobie swoje zdanie. Jak już wspomniałem - rozmowy były konkretne, czyli takie, jakie po prostu lubię. Podpytywanie przecież nie zawsze się sprawdza. Rozmowami zajmował się mój menedżer oraz mechanik. Powiedzieli, że gdański klub jest w porządku, dlatego zdecydowałem się na przenosiny do Zdunek Wybrzeża. Nie słucham innych ludzi, mam swoich zaufanych i im wierzę. Rozumiem, że negocjacje z gdańszczanami były łatwe. Jak najbardziej. Jeżeli dwie strony chcą dojść do porozumienia, to rozmowy zawsze są łatwe i od początku idą w dobrym kierunku. Podejrzewam, że otrzymał pan mnóstwo propozycji z innych klubów. To prawda, sporo pojawiło się tych propozycji. Niektóre od razu odrzuciłem. Głównie były to oferty z klubów występujących w eWinner 1. Lidze. Jeżeli chodzi o PGE Ekstraligę, to tak naprawdę rozmawiałem tylko z działaczami z Torunia. Więcej telefonów z najwyższej klasy rozgrywkowej dostałem rok temu. Zdecydowałem się jednak na kolejny sezon na jej zapleczu, z czego jestem zadowolony. W poprzednim sezonie był pan jednym z liderów eWinner Apatora Toruń. Gdyby nie przepis o zawodniku do lat 24, to pewnie znalazłby pan zatrudnienie w PGE Ekstralidze. Teraz możemy tylko gdybać. To już historia, dlatego nie chcę za dużo rozmawiać na ten temat. Na razie myślę tylko o odpoczynku, a następnie rozpocznie się praca i będę myślał o następnym sezonie. Zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie. Wciąż jest pan młodym zawodnikiem. Czy jazda w naszpikowanym gwiazdami eWinner Apatorze Toruń była dla pana dobrą szkołą żużla? Współpraca z byłym mistrzem świata Chrisem Holderem, czy jego bratem Jackiem, ma swoje plusy. Byłem częścią bardzo silnej, naszpikowanej gwiazdami drużyny. Współpracowałem z doświadczonymi zawodnikami, zatem uważam, że był to dobry krok w rozwoju mojej sportowej kariery. Ciężko jeździło się naszym rywalom. Pokazałem się z dobrej strony, udowodniłem, że stać mnie na wiele i moja obecność w takim zespole nie jest przypadkowa. Byliście tzw. dream teamem. Startowaliście pod dużą presją? Mogę powiedzieć, że nikt nie wywierał na nas żadnej presji. Kiedy rozpoczęliśmy sezon, to nie było rozmów, że musimy wygrywać wszystkie spotkania. Mieliśmy po prostu robić swoje. W niektórych klubach akurat tego spokoju brakuje. Osiągnięty przez nas wynik mówi sam za siebie. Doznaliśmy tylko trzech porażek, w pozostałych meczach wygrywaliśmy. Pracę z trenerem Tomaszem Bajerskim oceniam pozytywnie. W drużynie Wybrzeża będzie pan liderem. To zupełnie inne zadanie niż jazda w eWinner Apatorze, gdzie liderem mógł być niemal każdy. Losy drużyny muszą zależeć od każdego zawodnika. Nie tylko ode mnie, ale również od pozostałych seniorów czy też juniorów. Wszyscy muszą pojechać na miarę oczekiwań, jeśli chce się osiągnąć sukces. Jeden żużlowiec meczu nie wygra. Jaki będzie cel Zdunek Wybrzeża na następny sezon eWinner 1. Ligi? O cele drużynowe najlepiej pytać menedżera oraz prezesa klubu. Ja zawsze stawiam sobie jak najwyższe cele. Chciałbym awansować do pierwszej czwórki, bo to daje jazdę w play-offach, a najlepiej byłoby wygrać ligę. Sportowcy powinni celować jak najwyżej. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Który z rosyjskich żużlowców jest pana idolem? Jakoś szczególnie nie podpatruję żadnego zawodnika. Mam dobre relacje przede wszystkim z Emilem Sajfutdinowem. Czasami rozmawiamy ze sobą, poznałem też jego rodziców. Z rosyjskich zawodników to z nim najlepiej się dogaduję, podoba mi się jego styl jazdy. Jako człowiek również jest bardzo w porządku. Teraz przebywa pan w Rosji. Pamiętam, jak rozmawialiśmy na początku lipca i mówił pan, że ciężko żyje się bez wyjazdu do domu. Z powodu koronawirusa nie widział pan rodziny przez wiele miesięcy. Nie byłem w domu przez osiem miesięcy. Przyleciałem do Polski w lutym i nie mogłem udać się do Rosji. To jednak historia, obecnie cieszę się z tego, że jestem w domu. Nie narzekam na stan zdrowia, tak samo, jak moja cała rodzina. Wszystkim tego życzę. Dla całego świata przyszły ciężkie czasy, musimy o siebie dbać. Koronawirus to nasz wspólny problem. W Polsce i w Rosji niestety nie widać światełka w tunelu. Jest coraz gorzej. Wydaje się, że w sezonie 2021 będzie bardzo podobnie, jak teraz. Czyli maseczki, obostrzenia, mniej kibiców na trybunach. Sami nie wiemy, jak to będzie w 2021 roku. Koronawirus rozprzestrzenia się błyskawicznie - wcześniej zamknęli nas w domach, nie mogliśmy wyjeżdżać za granicę, jednak wciąż jest mnóstwo odnotowanych przypadków. To jedna wielka niewiadoma. Za trzy lub cztery miesiące może być mniej bądź więcej zarażeń. Jak sytuacja się nie poprawi, to w lutym nie może pan zabrać rodziny do Polski? Rodzinę mógłbym zabrać chyba na miesiąc lub trochę dłużej. To też nie jest jakoś bardzo realne, bo mają swój dom w Rosji i ciężko starszych ludzi z niego wyciągnąć. Sebastian Zwiewka